Postępujące spowolnienie w Chinach, zamiast oczekiwanego odbicia gospodarczego, budzi strach inwestorów, który miejscami przeradza się w panikę. W czwartek japoński indeks Nikkei spadł o 7,3%, a polski WIG20 rozpoczął sesję od przeceny o 1,8%.

W tym tygodniu cała uwaga rynków finansowych koncentrowała się na wczorajszym wystąpieniu prezesa Fed Bena Bernanke na forum jednej z komisji Senatu i publikacji protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC. Rynki, w tym zwłaszcza rynki akcji, czekały na te wydarzenia obawiając się zasygnalizowania ograniczenia wartości skupu obligacji w ramach trzeciej rundy ilościowego luzowaniu polityki monetarnej (QE3). Wielu inwestorów upatrywało bowiem w zmniejszeniu QE3 pretekstu do rozpoczęcia dłuższej i silniejszej korekty na giełdach rozwiniętych.

W wypowiedzi Bernanke i protokole znalazły się wprawdzie odniesienia do zmniejszenia QE3, ale tak naprawdę trudno uznać ja za odkrywcze. Fed w dalszym ciągu uzależnia zmniejszenie wartości tego programu od wyraźnej poprawy koniunktury. Rynek ma tego świadomość. Dlatego można założyć, że proces ten raczej zostanie odsunięty w czasie, niż nadmiernie przyspieszony.

Cios nieoczekiwanie przyszedł jednak nie z USA, ale z Chin. W maju, jak wynika z opublikowanych dziś w nocy wstępnych szacunków, aktywność chińskiego sektora przemysłowego wyhamowało. Indeks PMI, który ją opisuje, nieoczekiwanie spadł w tym miesiącu do 49,6 pkt. z 50,4 pkt. w kwietniu, sygnalizując kurczenie się tego sektora. I to w najszybszym tempie od 7 miesięcy. Dane sugerują, że cykliczny dołek koniunktury w tamtejszej gospodarce przesunął się na II kwartał. To już kolejne takie przesunięcie w stosunku do rynkowych oczekiwań, które początkowo lokowały go w ostatnim kwartale 2012 roku.

Kontynuacja spowolnienia gospodarczego w Chinach to zła wiadomość nie tylko dla państw ościennych, czy Australii (Chiny kupują od nie większość surowców), ale też dla Europy i częściowo dla USA. Reakcja inwestorów była natychmiastowa. W przypadku giełdy w Tokio, która w ostatnim czasie biła kolejne wielomiesięczne rekordy, przyjęła ona wręcz formę paniki. Indeks Nikkei spadł aż o 7,3%. Inne azjatyckie parkiety spadły już w mniejszym stopniu. Fala wyprzedaży dotknęła też australijskiego (AUD/USD jest najniżej od roku) i nowozelandzkiego (NZD/USD jest najniżej od jesieni 2012) dolara oraz nie oszczędziła miedzi.

Wyprzedaż stała się też udziałem europejskich giełd. Humorów inwestorom nie zdołały poprawić publikowane dziś rano wstępne odczyty indeksów PMI obrazujących koniunkturę w sektorze przemysłowym i usługowym w Niemczech i Francji. Dane są bowiem niejednoznaczne. Wprawdzie indeksy te mają wyższe wartości niż w kwietniu, ale wciąż sygnalizują recesję. Ponadto o ile w przemyśle jest nieco lepiej (mniej gorzej) niż zakładały prognozy, to już w usługach jest odwrotna sytuacja.

Niepokojące dane z Chin i niejednoznaczne raporty z Europy w sposób jednoznaczny przesądzają o nastrojach w dniu dzisiejszym. Teoretycznie jest szansa, że nastroje te zdołają jeszcze poprawić publikowane po południu tygodniowe dane z rynku pracy w USA. Jednak tylko teoretycznie. Gorsze dane wpiszą się w całą grupę takich raportów i dodatkowo zwiększą awersję do ryzyka. Lepsze mogą natomiast być odczytane jako krok w kierunku szybszego wygaszenia QE3.

Marcin Kiepas