Początek tygodnia zwykle nie jest zbyt dynamiczny na rynkach. Dziś dodatkowo brakować będzie informacji i wydarzeń, które mogłyby rozruszać inwestorów. Mogą się liczyć jedynie spekulacje na temat działań Fed i EBC.

Tradycyjny poniedziałkowy marazm na giełdach dziś może być dodatkowo uzasadniony barakiem danych makroekonomicznych i wydarzeń, które mogłyby mieć większy wpływ na rynek. Jedyne informacje, jakie poznamy, to dynamika wynagrodzenia i zatrudnienia w naszej gospodarce. Nawet w warunkach braku innych impulsów, nie ma co się spodziewać, by ich publikacja mogła spowodować jakąkolwiek reakcję naszych inwestorów.

Na parkietach zagranicznych gracze będą raczej czekać z decyzjami, do czasu pojawienia się sygnałów dotyczących gospodarki, czyli do środy, gdy napłyną dane zza oceanu i przemówi Ben Bernanke. Do tego czasu rynki mogą reagować jedynie na spekulacje, dotyczące działań Fed i Europejskiego Banku Centralnego. Od kilku dni trwa festiwal wypowiedzi członków rezerwy federalnej, poświęconych opiniom na temat skupu obligacji i jego perspektyw. Będzie on kontynuowany także w pierwszych dniach tego tygodnia. Coraz więcej mówi się także o tym, co i kiedy zrobi EBC. Wchodzą w grę dwa warianty: obniżenia głównej stopy procentowej oraz wprowadzenia ujemnej stopy oprocentowania depozytów składanych w EBC przez banki komercyjne. Naprawdę gorąco może zrobić się jednak dopiero w czwartek, gdy opublikowane zostaną wskaźniki aktywności w przemyśle i usługach za maj.

Sytuację na naszym rynku trudno przewidzieć. Przeprowadzony w środę atak na 2400 punktów okazał się niezbyt skuteczny. W czwartek i piątek byki starały się powrócić powyżej tego poziomu, ale były to tylko próby. Siła popytu była niewielka, na co wskazuje także nietypowe osłabienie w trakcie końcowego fixingu. Nie zrobiło ono dobrego wrażenia, mimo że cały tydzień zakończył się ponad 2 proc. zwyżką. Warto zauważyć, że był to najlepszy tygodniowy wynik od połowy grudnia ubiegłego roku. Pewne obawy przed korektą może rodzić fakt, że był to już czwarty z rządu wzrostowy tydzień. To pierwsza tak długa seria wzrostów w tym roku. Być może rysuje się już przełom, ale trudno oczekiwać, że będzie się on dokonywał w łatwy dla byków sposób.

Pewnym natchnieniem dla nich mogą być w pierwszych godzinach handlu, wspomnienia piątkowej sesji na Wall Street. Mimo początkowego marudzenia, S&P500 zakończył ją 1 proc. zwyżką. Za oceanem oznak korekty wciąż nie widać, a indeksy idą w górę niczym nie zrażone. Inwestorom nie straszne nawet obawy przed ewentualnym rychłym ograniczeniem skupowania obligacji przez Fed.

Trudniej będzie liczyć na główne giełdy europejskie, gdzie co prawda wskaźniki także idą ostro w górę i biją rekordy, ale impet tego ruchu wyraźnie słabnie. Miniony tydzień był w przypadku DAX-a najgorszy w ramach czterotygodniowej sekwencji wzrostowej (zwyżkował o 1,4 proc.). Europa, ze względu na kłopoty gospodarcze i nieco zapomniane perturbacje, związane z kryzysem finansowym, jest bardziej narażona na pogorszenie się nastrojów.

Dobre nastroje utrzymują się w Azji. Nikkei kontynuuje doskonałą passę, zwyżkując dziś o 1,3 proc. Lepszy był od niego jedynie rosnący o 1,6 proc. Hang Seng. Wskaźniki w Szanghaju zwyżkowały po kilka dziesiątych procent.

Możliwość pojawienia się lekko negatywnych nastrojów na giełdach naszego kontynentu sugerowały nieznacznie tracące na wartości kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy. Spadki nie przekraczały jednak rano kilku setnych procent.

Roman Przasnyski