Jeżeli z natury „gołębi” – jako jeden z pierwszych wzywał do wprowadzenia nielimitowanego programu QE3 – John Williams z oddziału FED w San Francisco stwierdził wczoraj wieczorem, że Rezerwa Federalna powinna ograniczyć program skupu aktywów jeszcze tego lata i zakończyć go w tym roku, to jest to już sygnał, że w łonie FED może dość do sporych „przegrupowań”. Wprawdzie Williams nie ma w tym roku prawa głosu w FOMC, ale może wpłynąć na swoich kolegów – dlatego warto będzie z większą uwagą przyglądać się wystąpieniom członków FED przed czerwcowym posiedzeniem. Zwłaszcza, że zdaniem wpływowego komentatora Wall Street Journal, Jona Hilsenratha, bank centralny nie ma powodów, aby obawiać się ryzyka deflacji w kontekście wczorajszych słabszych danych CPI.

O tym, że wczorajsze dane (inflacja CPI, cotygodniowe bezrobocie, indeks Philly FED) były słabe i mogły zostać uznane za argument dla „gołębiej” frakcji w FED, której zdaniem nie należy się spieszyć z wycofywaniem się z programu QE3, pisałem w popołudniowym raporcie. To osłabiło dolara, ale nie na długo.

Słowa Johna Williamsa z FED to pewna rewolucja – stąd też ponowne umocnienie dolara nie jest zaskoczeniem. Szef oddziału FED z San Francisco kładzie większy nacisk na poprawę sytuacji na rynku pracy – jego zdaniem stopa bezrobocia może w tym roku spaść poniżej 7,5 proc., a w przyszłym poniżej 7 proc, czyli jak twierdzi szybciej, niż zakładano to wcześniej. Williams jest też optymistą, co do wzrostu PKB, który w tym roku może wynieść około 2,5 proc. w ujęciu zanualizowanym, a w przyszłym przyspieszyć do 3,5 proc.

Niemniej warto zachować pewną ostrożność – najbliższe tygodnie (do zaplanowanego posiedzenia FED w dniach 18-19 czerwca) mogą upłynąć pod znakiem „emocjonowania” się inwestorów publikowanymi danymi makroekonomicznym (szczególną wagę nabierają dane z rynku pracy), a także wypowiedziami innych członków FED (choć przed samym posiedzeniem jest już embargo). Z istotnych rzeczy dzisiaj w kalendarzu mamy tylko dane nt. nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan na połowę maja – godz. 15:55. Szacunki zakładają odbicie do 78 pkt. z 76,4 pkt. w kwietniu. Taki odczyt mógłby pomóc dolarowi, chociaż pamiętajmy, że mamy piątek, a weekend może skłaniać do realizacji zysków (przynajmniej częściowej). Wprawdzie na godz. 19:45 zaplanowano wystąpienie szefa FED z Minneapolis – Narayana Kocherlakota – ale nie będą one dużym zaskoczeniem, gdyż od dawna prezentował on „jastrzębie” poglądy. Większej wagi nabiera tym samym sobotnie wystąpienie szefa FED zaplanowane w Bard Collegue w Massachusetts. Bernanke najpewniej pozostanie dość wyważony w kwestii perspektyw QE3, co może sprowokować do korekty wartości dolara w poniedziałek rano.

Mimo, że EUR/USD zawrócił wczoraj po południu z okolic 1,2929, to nie zdołał w kolejnych godzinach naruszyć strefy wsparcia 1,2845-55 i dołka z ostatnich dni na 1,28426. Można postawić tezę, iż nie dojdzie do tego dzisiaj, co stworzy podstawę do wspomnianej korekty w poniedziałek. Nie można wykluczyć, że doprowadzi ona do złamania widocznej linii spadkowej trendu (obecnie 1,2905-10). Nie oczekujmy jednak, że rynek będzie miał siłę wyraźnie naruszyć opór na 1,2940-50. Słabość euro będzie widoczna, zwłaszcza przed czerwcowym posiedzeniem ECB – rynek będzie się obawiał, że bank centralny mógłby wprowadzić ujemną stopę od depozytów. Wczoraj unijny komisarz ds. przemysłu, Antonio Tajani wezwał ECB do podjęcia działań mających osłabić wspólną walutę, co pomogłoby eksporterom. To oczywiście nie jest w żadnym stopniu wiążące, ale dobrze wpisuje się jako element gry psychologicznej.