Najbliższy tydzień będzie pełen kluczowych publikacji, które mogą zaowocować podwyższoną zmiennością notowań. Zwłaszcza, że ich właściwa interpretacja może być dość trudna.

Piątkowy handel na rynkach był dość wyciszony i to mimo publikacji nieco rozczarowujących danych nt. wzrostu gospodarczego w USA za I kwartał. Odczyt na poziomie 2,5 proc. odbiegał od mediany oczekiwań na poziomie 3,0 proc., ale osłabienie dolara nie było zbyt duże.

Wpływ na to ma zachowanie się nowojorskiej giełdy, gdzie mamy ryzyko ustanowienia podwójnego szczytu. Dodatkowo maj za pasem, a część inwestorów pamięta słynne rynkowe powiedzenie związane z tym miesiącem. A ostatnie dane makroekonomiczne z USA rozczarowały, pogarsza się też otoczenie zewnętrzne, co może rzutować na wyniki amerykańskich spółek.

Oczekiwanie, że FED wesprze sytuacje byłoby dość naiwne – szanse na podniesienie skali programu QE3 są równe zeru, skoro przecież część członków w ostatnich miesiącach mówiła o jego możliwym ograniczeniu. Teraz zagłosują za utrzymaniem status quo do końca roku.

Brak zmian w programie QE3 to dobry materiał na osłabienie dolara, ale czy takiego zachowania rynku nie należało się spodziewać od kilku tygodni – po pierwszych rozczarowujących danych z USA? Niemniej, jeżeli zaplanowane na najbliższe dni odczyty ISM dla przemysłu i usług, oraz dane Departamentu Pracy USA mocno rozczarują, to taki scenariusz możemy rzeczywiście zobaczyć (o ile w takiej sytuacji nie zobaczymy wyraźnego pogorszenia się nastrojów na amerykańskiej giełdzie). Ostatni spadek wstępnego odczytu PMI dla przemysłu nie był mały, co może oznaczać, że odczyt analogicznego indeksu ISM może niebezpiecznie zbliżyć się do bariery 50 pkt. (figurę poznamy w środę – 1 maja).

Z kolei kolejny przyrost etatów poza sektorem rolniczym na poziomie poniżej 100 tys. i wzrost stopy bezrobocia (w piątek), może postawić pod znakiem zapytania optymistyczne prognozy FED, co do perspektyw rynku pracy, jakie zostały opublikowane po marcowym posiedzeniu.

Większą zagadką od danych z USA może okazać się czwartkowe posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego. Niezależnie od pojawiających się opinii, że ECB mógłby zdecydować się na interwencyjne cięcie stóp procentowych o 25 p.b., aby wesprzeć słabnącą gospodarkę, to ruch taki jest mało prawdopodobny. Wydaje się, że dla ECB byłaby to ostateczność. I to z kilku powodów – cięcie stóp nie byłoby zbyt efektywne, skoro nadal są problemy z właściwym działań banku centralnego na lokalne gospodarki Eurolandu (zwłaszcza peryferia).

Po drugie, jeżeli szukać w tym ukrytego powodu, jakim byłoby osłabienie wspólnej waluty, aby wesprzeć europejski eksport, to najlepszym wyjściem byłoby wprowadzenie ujemnej stopy depozytowej. Takiego ryzyka bank centralny jednak nie podejmie, gdyż oznaczałoby to dalszą erozję zaufania do europejskiego sektora bankowego, które nadszarpnęła historia z cypryjskimi bankami i pomysłem obciążenia depozytariuszy kosztami potencjalnych bailoutów zagrożonych krajów.

Tym samym, jeżeli ECB nie obniży stóp procentowych w czwartek, a także nie da żadnych pośrednich wskazań, że mógłby zdecydować się na taki ruch w czerwcu, bądź lipcu, to wspólna waluta mocno podrożeje w końcówce nadchodzącego tygodnia.

Marek Rogalski