O ile przebieg środowej sesji na warszawskim parkiecie można było kojarzyć ze zjawiskiem window dressing, to w czwartek takiej zabawy już nie udało się kontynuować. Siła WIG20 okazała się nietrwała, a szybki powrót do „normalności” ostudził nadzieje na trwalszą poprawę sytuacji.

Już początek czwartkowej sesji przyniósł zimny prysznic tym, którzy po podejrzanie dobrym przebiegu handlu dzień wcześniej, spodziewali się, że siła naszego parkietu to sygnał przełomu i początek trwałej poprawy sytuacji. Choć nie można definitywnie przesądzać, że był to jedynie jednorazowy wyskok, to jednak następujące po nim wydarzenia nakazują ostrożność w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.

Indeks największych spółek zaczął notowania od spadku o ponad 0,7 proc., a WIG tracił niecałe 0,5 proc. Od początku lepiej radziły sobie wskaźniki małych i średnich firm, lekko zwyżkując. WIG20 już pierwszej godzinie handlu pogłębił spadek do 1,2 proc., docierając w okolice 2355 punktów. Z tego poziomu zaczęło się odbicie i powolne odrabianie strat. O powrocie nad kreskę nie było już jednak mowy. Znikła też środowa siła naszego wskaźnika względem głównych giełd europejskich, a niezależność przejawiała się w niemrawym reagowaniu na poprawę nastrojów w otoczeniu. W drugiej części sesji wskaźnik poruszał się w przedziale 2370-2380 punktów, tracąc około 0,3-0,4 proc. Dopiero w końcówce zaczął odrabiać straty.

W gronie blue chips od rana było bardzo nerwowo. Uwagę zwracał zaskakująco duży, przekraczający chwilami 3,5 proc., spadek notowań akcji PKN Orlen. W ciągu dnia jego skala zmniejszyła się, ale walory rafinerii nadal utrzymywały niechlubną pozycję lidera spadków. Kroku dotrzymywały im walory Banku Handlowego, zniżkujące o ponad 2 proc. O ponad 1,5 proc. w dół szły też papiery BRE. Niemal tyle samo traciły akcje Tauronu i PGNiG. Indeksowi nie pomagały też papiery Telekomunikacji Polskiej, które spadając o prawie 1 proc. wciąż szukają twardego dna.

Po przedpołudniowych wahaniach wokół poziomu środowego zamknięcia, wczesnym popołudniem bardziej zdecydowanie w górę poszedł mWIG40, rosnąc o 0,7-0,8 proc. Było to możliwe między innymi dzięki przekraczającej 8 proc. zwyżce notowań akcji Polimeksu, ponad 3,5 proc. wzrostowi walorów Cyfrowego Polsatu oraz 2-3 proc. zwyżkom cen Budimeksu, Azotów Tarnów i Enei. O ponad 13 proc. w górę szły mocno przecenione w ostatnim czasie walory CEDC.

Bardziej chwiejne było zachowanie wskaźnika małych spółek. Po okresach zwyżki dwukrotnie bronił się przed spadkiem pod kreskę. W jego składzie skalą zwyżki wyróżniały się między innymi papiery Ursusa, Stalproduktu, Zetkamy, Wawelu, Rafako, Peliona, Polnordu.

Początek handlu na głównych giełdach europejskich nie był zbyt zachęcający. Indeksy zwyżkowały po 0,1-0,2 proc. Nastroje zaczęły się poprawiać dopiero po dwóch godzinach. Wczesnym popołudniem wskaźnik w Paryżu rósł o 0,8 proc. DAX zyskiwał 0,3 proc. a londyński FTSE szedł w górę o 0,2 proc. Na pozostałych parkietach dominowały umiarkowane, sięgające po kilka dziesiątych procent wzrosty. Wyjątkiem był odreagowujący wcześniejszą silną przecenę wskaźnik w Atenach, który rósł o ponad 2,5 proc. i zwyżkujący o 1,5 proc. indeks w Stambule. Wśród spadkowiczów, oprócz WIG20 znalazł się jedynie indeks w Budapeszcie.

Inwestorzy na Wall Street w pierwszych minutach handlu cieszyli się sięgającymi po zaledwie 0,1-0,2 proc. wzrostami. Z czasem i te skromne zdobycze zaczęły topnieć. Na parkietach naszego kontynentu nie robiło to jednak większego wrażenia, choć chęci do powiększania skali zwyżki nie było widać.

Na godzinę przed końcem sesji w Warszawie WIG20 był bez zmian, WIG rósł o 0,2 proc., mWIG40 o 0,8 proc., a sWIG80 o 0,5 proc. Obroty wynosiły 427 mln zł.

Roman Przasnyski