Środowe notowania na Giełdzie Papierów Wartościowych skończyły się zwyżkami najważniejszych indeksów. Szeroki WIG zyskał blisko 1,2 procent przy wzroście WIG20 większym od 1,3 procent.

Z perspektywy końca dnia widać, iż handel miał dwie czytelne fazy, w których rynek najpierw poddał się słabości giełd otoczenia, by później posilić się najmniejszym sygnałem odreagowania. W istocie dzień należy zapamiętać, jako próbę wyrwania się Warszawy z pesymistycznych nastrojów na rynkach otoczenia, które w piątek postawiły pod znakiem zapytania wielomiesięczny trend wzrostowy na GPW.

Dzisiejszy wzrost, mimo niskiego obrotu i znaczącego udziału w nim skokowego podniesienia indeksów na finałowym fixingu, wskazuje, iż popyt znów szuka swojej szansy, tym razem zachęcony brakiem przebicia psychologicznej bariery 2300 pkt.

Od początku roku kupujący pojawiali się w rejonach psychologicznych wsparć poczynając od 2500 pkt. Za każdym razem kończyło się odbiciem a później wyznaczeniem nowego dołka, ale trudno nie odnotować faktu, iż strona popytowa próbuje złapać dowolny możliwy dołek a podaż – jeśli nawet odnosi jakieś sukcesy techniczne – nie wywołuje ucieczki kupujących.

W istocie w ostatni piątek końcowy fixing nosił znamiona paniki sprzedających akcje po przebiciu przez WIG20 poziomu 2400 pkt. i linii trendu wzrostowego. Po czytelnych sygnałach sprzedaży należało oczekiwać pogłębienia spadku do 2300 pkt.. gdzie kupujący będą już aktywniejsi. Zarówno wczorajsza, jak i dzisiejsza są kolejną odsłoną granego od początku roku scenariusza i pozwalają oczekiwać spotkania indeksu z rejonem 2425-2400 pkt., gdzie technicznie zorientowani gracze widzą kluczowe bariery z linią tegorocznego trendu spadkowego włącznie.

Przedświąteczny czwartek nie jest najlepszym okresem na konfrontację z ważnymi oporami, ale po sesjach noszących znamiona przesilenia w trendzie spadkowym test kluczowych barier wydaje się koniecznością. Niestety stale najważniejszym czynnikami ryzyka dla strony popytowej pozostają rynki otoczenia, które w ograniczony sposób kreują korekty mimo impulsów spadkowych wywołanych kolejną odsłoną kryzysu w strefie euro.

Dobrym przykładem wrażliwości polskiego rynku na słabość innych jest obserwowane osłabienie złotego, który nie może ignorować umocnienia dolara.

Adam Stańczak