Ponownie nasilają się formułowane przez analityków i inwestycyjnych guru opinie, że wkrótce możemy mieć do czynienia z rewolucją. W jej wyniku miałby nastąpić znaczący przepływ kapitału z rynku obligacji na rynek akcji.

Od chwili wybuchu globalnego kryzysu finansowego, dominującym na rynkach zjawiskiem jest przepływ kapitału w kierunku bezpiecznych aktywów. Wśród nich największym powodzeniem cieszą się obligacje skarbowe państw o dobrej kondycji finansowej. Widać to po zmianach ich rentowności. W przypadku amerykańskich papierów dziesięcioletnich obniżyła się ona z ponad 5,3 proc w lipcu 2007 roku do niecałych 1,4 proc. w lipcu 2012 roku, czyli o niemal 74 proc. Podobne tendencje miały miejsce w przypadku obligacji większości państw o wysokim ratingu. Chwilami papiery niemieckie czy szwajcarskie osiągały rentowności ujemne, co świadczy o potężnym strachu przed ryzykiem. Drugim czynnikiem stymulującym spadek rentowności papierów dłużnych była polityka głównych banków centralnych świata, polegająca na drastycznym obniżaniu stóp procentowych oraz zalewaniu rynków świeżo drukowanym pieniądzem.

Obligacje USA / Media

Rentowność amerykańskich obligacji 10-letnich (w proc.)

Źródło: Stooq.pl.

Część analityków i zrządzających globalnymi funduszami uznawało taką sytuację za przejściową, a przedłużanie się jej traktowali oni jako zjawisko nienormalne i niosące z sobą ryzyko, w przypadku odwrócenia się tendencji. Co pewien czas nasilały się opinie o tym, że na rynku obligacji rośnie spekulacyjna bańka, której pęknięcie może spowodować poważne perturbacje na rynkach finansowych, a nawet kolejny kryzys.

Z tego powodu rynek obligacji jest szczególnie pilnie obserwowany w momentach, w których następuje zmiana kierunku ruchu, czyli ceny papierów dłużnych spadają (następuje wzrost rentowności). W ciągu ostatnich kilku lat czterokrotnie doszło do poważniejszej korekty wzrostowego trendu. Pierwsza, największa (z przełomu lat 2010-2011), trwała siedem miesięcy i spowodowała wzrost rentowności o 6 proc. Dwie kolejne, z jesieni 2011 roku i początku 2012 roku były znacznie krótsze i słabsze. Trwały 1-2 miesiące, a wzrost rentowności wynosił odpowiednio 4 i 3,2 proc.

Obecna tendencja, rozpoczęta pod koniec lipca 2012 roku, trwa już siedem miesięcy. W tym czasie rentowność amerykańskich dziesięciolatek wzrosła z rekordowo niskiego poziomu 1,4 proc. do około 2 proc. Zarówno pod względem zakresu czasowego, jak i skali zmian rentowności, obserwowany ruch należy do największych i rodzi obawy, związane z tym, że może on okazać się początkiem końca trwającej o pięciu lat obligacyjnej hossy.

Według analityków HSBC, fakt, że w 2012 roku zagraniczni inwestorzy kupujący amerykańskie aktywa preferowali obligacje w największym od 21 lat stopniu, przemawia za takim właśnie scenariuszem. Tak wielka przewaga papierów dłużnych w portfelach zwykle zwiastuje koniec tendencji i przesuwanie kapitału w kierunku aktywów bardziej ryzykownych. Byłby to więc dobry znak dla rynków akcji. Podobne opinie o przyszłej sytuacji na rynku długu formułuje też między innymi Goldman Sachs, Bank of America i Merrill Lynch. Za opiniami analityków idą głosy inwestycyjnych guru, takich jak Bill Gross, szef największego na świecie funduszu obligacji PIMCO, czy Jim Rogers, który przyznał, że zaczął wyprzedaż obligacji i zamierza ją kontynuować.

Główne czynniki makroekonomiczne sprzyjające odwróceniu trendu na rynku obligacji to postępująca poprawa sytuacji w amerykańskiej gospodarce, perspektywa wzrostu inflacji oraz zbliżająca się zmiana polityki pieniężnej Fed. Spośród czynników rynkowych należy zwrócić uwagę na zmniejszenie się zarówno obaw, jak i realnego zagrożenia recesją bądź kryzysem finansowym. W tym kontekście niska rentowność obligacji nie ma uzasadnienia z punktu widzenia inwestorów. Po pięciu chudych latach, gdy godzili się z realnie ujemną rentownością, będą oni coraz bardziej skłonni do poszukiwania zysku.

Jeszcze do niedawna wpływ tych czynników wydawał się sprawą odległej przyszłości, jednak obecnie spora część z nich stała się całkiem realna. Konsekwentne zapowiedzi Fed o utrzymywaniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie i kontynuowania skupu obligacji w obecnej skali do 2014 roku, wydają się zdecydowanie mniej pewne, niż jeszcze kilka tygodni temu. Coraz częściej pojawiają się opinie, także w gronie Fed, że uzasadnione byłoby wcześniejsze ograniczanie luzowania ilościowego, a w przypadku poprawy w gospodarce, wcześniejsze niż zakładano ruchy stopami procentowymi.

Trwająca od wiosny 2009 roku hossa na Wall Street powinna zacząć kusić coraz większą liczbę inwestorów do inwestowania w akcje. Gdy zacznie się przepływ kapitału z rynku obligacji, tendencja zwyżkowa na giełdach może ulec przyspieszeniu. Zbyt gwałtowny przebieg transferu może okazać się zgubny dla obu segmentów rynku.

Roman Przasnyski