Amerykańska maszynka do robienia hossy nie przestaje działać. Tęsknota za korektą wciąż zderza się z kolejnymi rekordami na Wall Street. Warszawskie tęsknoty idą w zupełnie innym kierunku, podobnie jak indeksy. Dziś ważny test na wychodzenie rynku z telekomunikacyjnego szoku.

Wtorkowa sesja za oceanem stanowiła kolejny przykład tego, że z rynkiem nie należy dyskutować i obstawiać korekcyjnego scenariusza, budowanego na podstawie własnych przekonań o nieuchronności jego realizacji. Prawdopodobnie mamy do czynienia z mechanizmem polegającym na tym, że grono wierzących w korektę topnieje dlatego, że coraz większa ich liczba tę wiarę traci i przechodzi do przeciwnego obozu. Czyli kupuje akcje, nie chcąc stać „z gołymi rękami”, w czasie gdy inni zarabiają pieniądze.

Dow Jones zyskał wczoraj 0,3 proc., a S&P500 wzrósł o 0,16 proc. Oba indeksy ustanowiły kolejne rekordy i wciąż zmniejszają dystans do swych historycznych poziomów. Niewielkiej korekcie poddał się jedynie Nasdaq, który stracił niecałe 0,2 proc. Ale on swój rekord poprawił kilka dni temu, więc ma prawo do odpoczynku.

Na naszym rynku prawa do odpoczynku po spadkowej serii i wtorkowym tąpnięciu bykom nikt nie da za darmo. Będą musiały o nie powalczyć. Szanse są spore, bowiem można liczyć na to, że telekomunikacyjna przecena osiągnęła swój docelowy poziom i dziś akcje Telekomunikacji Polskiej nie będą już zbyt mocno tracić na wartości, dołując indeks największych spółek. We wtorek wśród uczestników WIG20 spadkowiczów nie było zbyt wielu, można więc sądzić, że rynek nie jest w tak złym stanie, jakby mogło się wydawać. W odróżnieniu od Wall Street, nam na razie publikacje wyników rodzimych spółek wychodzą mówiąc delikatnie bokiem. Na kolejne raporty czekamy więc z= niepokojem, ale może nie będzie tak źle.

Bardziej niż telekomunikacyjna wpadka indeksu naszych blue chips martwi pogarszająca się koniunktura w segmencie małych i średnich spółek. Co prawda sWIG80 wczoraj zyskał 0,3 proc. ale tylko dzięki skokowi w ostatnich minutach handlu. Indeks średniaków zniżkował o 0,5 proc., przerywając kilkusesyjną próbę powrotu do tendencji wzrostowej. Z technicznego punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby był to tylko przystanek w tych dążeniach, choć miejsca na bezpieczną korektę spadkową jeszcze trochę jest.

Po krótkim okresie posuchy informacyjnej, dziś czeka nas sporo danych makroekonomicznych oraz cała seria wypowiedzi członków Fed. Przed południem poznamy dynamikę produkcji przemysłowej w strefie euro. Po sięgającym 3,7 proc. listopadowym spadku, oczekuje się kolejnej zniżki o 2,3 proc. Negatywne zaskoczenie może popsuć nastroje. Zza oceanu najważniejsza będzie sprzedaż detaliczna. Spodziewany jest jej niewielki, sięgający 0,1 proc wzrost. Ponadto poznamy poziom niesprzedanych zapasów towarów oraz wniosków o kredyt hipoteczny.

Na giełdach azjatyckich przeważają dobre nastroje. Wyjątkiem jest zniżkujący o 1 proc. Nikkei. Po wtorkowym wzroście o 1,9 proc. odreagowanie nie powinno specjalnie dziwić. Jednak prawdopodobnie to efekt „troski” z powodu zbyt gwałtownie słabnącego jena, wyrażonej na spotkaniu krajów G 7. W Chinach nadal przerwa związana z obchodami nowego roku.

Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zniżkowały rano po około 0,1 proc., wskazując słabsze rozpoczęcie handlu. O jego przebiegu zadecydują jednak liczne impulsy, napływające w ciągu dnia.

Roman Przasnyski