Pomiędzy wczorajszym zamknięciem sesji na GPW, a jej dzisiejszym otwarciem wiele się wydarzyło, jednak bilans tych wydarzeń był neutralny, co nie spowodowało zamieszkania na rynku kapitałowym po jego otwarciu. W istocie cała sesja przebiegała pod dyktando statusu quo od pewnego czasu panującego na rynku, gdzie indeks WIG20 niewiele się odchyla od okolic 2550 pkt.

Wczoraj wieczorem Izba Reprezentantów zatwierdziła czasowe zawieszenie limitu zadłużenia USA do 19 maja, co było oczekiwane, ale polepszyło nastroje na amerykańskim parkiecie. Jednakże po zamknięciu Wall Street swoje wyniki opublikował Apple, które co prawda zbytnio nie odbiegały od oczekiwań, ale nieco słabsze prognozy sprzedaży w obecnym kwartale i brak tradycyjnej prognozy zysku doprowadziły do sporego rozczarowania i przeceny akcji spółki w handlu posesyjnym o ponad 10%. Te dwa czynniki przed dzisiejszym otwarciem rynku mniej więcej się znosiły, więc nie wnosiły niczego nowego do obrazu sytuacji.

Jednakże na dwie minuty przed początkiem handlu na Książęcej opublikowano wstępny odczyt wskaźników PMI dla francuskiej gospodarki i okazały się one na tyle fatalne, że pierwsze takty notowań przebiegały pod dyktando sprzedających.

Indeks WIG20 ponownie przetestował wsparcie na wysokości 2550 pkt i się od niego odbił, pomagały w tym rynki otoczenia, a później rewelacyjne dane z Niemiec, gdzie sumaryczny indeks PMI nieoczekiwanie wzrósł w styczniu do 53,6 pkt. z poziomu 50,3 pkt miesiąc wcześniej. Tym samym wyprzedzający wskaźnik zauważalnie oddalił się od istotnej bariery 50 pkt. i może sygnalizować początek ekspansji gospodarczej za naszą zachodnią granicą. Później te dane potwierdził odczyt wskaźników dla całej strefy euro, a na następującej fali optymizmu indeks krajowych blue chipów ustanowił sesyjne maksima. Później już tak dobrze jednak nie było.

Niektórzy mogą sugerować, że to fatalne dane o krajowej sprzedaży detalicznej hamowały zapędy kupujących. Rzeczywiście złoty pozostawał pod presją jak się okazało, że spadając o 2,5% rok do roku, dynamika sprzedaży była najgorsza od kwietnia 2005 roku. Tak naprawdę było jeszcze gorzej, gdyż słabe dane sprzed ośmiu lat wynikały z efektu wysokiej bazy po wstąpieniu Polski do strefy euro. Wygląda więc na to, że krajowy konsument wyraźnie powstrzymuje się zakupów.

Nastroje po południu zaczęły się jednak poprawiać, a przyczyniła się ku temu fala pozytywnych informacji z USA, gdzie liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła do najniższej wartości od stycznia 2008 roku, a wstępny wskaźnik PMI dla amerykańskiego przemysłu wzrósł do najwyższego poziomu od marca 2011 roku. Tym samym zapomniano o taniejących o 11% akcjach Apple’a i indeks S&P500 rosnąc do poziomu 1500 pkt osiągnął najwyższą wartość od grudnia 2007 roku.

Ten optymizm udzielił się również Europejczykom, ale w mniejszej skali i nowych tegorocznych maksimów na Starym Kontynencie nie zobaczyliśmy. Były jednak wzrosty po 0,6% we Frankfurcie i Paryżu oraz 0,4% w Warszawie. Korekta jednak się nie zakończyła, a w USA może się dopiero rozpocząć, gdyż psychologiczny poziom 1500 pkt może być przez wielu uznawany jako docelowy na początek tego roku.

Łukasz Bugaj