Wzrost S&P do najwyższego poziomu od pięciu lat oparł się na danych makro. Dziś solidne liczby opublikowały Chiny. Czy Europie wystarczą cudze sukcesy?

W czwartek wyglądało na to, że Europejczycy traktują dobre figury z USA jak swoje własne. Mowa przede wszystkim o wzroście rozpoczętych budów domów do 954 tys. z 851 tys. (oczekiwano 898 tys.). Te liczby potwierdzają znaczące ożywienie w amerykańskim budownictwie mieszkaniowym, które ma wprawdzie obecnie już tylko niewielki wpływ na całe PKB, ale dużo mówi o kondycji finansowej i psychicznej Amerykanów. O tej samej godzinie (14:30) podano także, że liczba wniosków o zasiłki spadła do 335 tys. (oczekiwano 370 tys.), więc trudno przesądzić, które dane były dla inwestorów ważniejsze.

Ale wystarczyły by chłodne wcześniej parkiety w Europie osiągnęły wyższą temperaturę - DAX zyskał 0,6 proc., a FTSE 0,7 proc., zaś CAC40 blisko 1 proc. Silniejsze zwyżki ominęły właściwie tylko Warszawę (WIG20 zyskał 0,1 proc.), która jednak była znacznie mocniejsza dzień wcześniej niejako z wyprzedzeniem antycypując amerykańskie sukcesy w walce z recesją. Sam S&P wzrósł z tej okazji o 0,6 proc. osiągając poziom najwyższy od pięciu lat i zbliżając się na kilka procent do rekordu wszech czasów (szczytów z 2000 i 2007 r.). Jednak trzeba też odnotować, że od maksimum sesji indeks spadł o 4 pkt.

Azjatom ta subtelność w niczym nie przeszkadzała. Nikkei wzrósł dziś rano o 2,9 proc., ponieważ przedstawiciele rządu buńczucznie zapowiedzieli dalsze osłabienie jena, który już jest najsłabszy od dwóch i pół roku. Amerykańscy producenci samochodów domagają się od rządu interwencji, co jest jasnym potwierdzeniem tezy, że żyjemy w czasach wojen ekonomicznych. Swoją batalię wygrywają Chiny - PKB wzrósł o 7,9 proc. w IV kwartale (oczekiwano 7,8 proc.), produkcja przemysłowa wzrosła o 10,3 proc., a sprzedaż detaliczna o 15,2 proc. Dzięki temu indeks w Szanghaju wzrósł dziś o 1,4 proc., a w Hong Kongu o 1 proc.

Pytanie brzmi, czy sukcesy Amerykanów i Chińczyków pomogą Europie zmagającej się z kryzysem ekonomicznym i politycznym. Na dziś oczekiwano przemówienia premiera Wielkiej Brytanii na temat przyszłości Anglii w Unii Europejskiej, ale odwołano je. Inwestorzy mogą się zastanawiać, co ten gest oznacza, czy ma coś wspólnego z interwencją w Mali i walkami w Algierii. Jeśli tak, to wskazane byłoby utrzymanie jedności Europy, przynajmniej fasadowo. Możliwe, że na rynkach zwycięży postawa "weekendowa" - zadanie na ten tydzień wykonane (S&P pobił wreszcie rekord), można odpocząć.

Emil Szweda