Obserwowana od kilku dni siła małych spółek to klasyczny efekt stycznia. Statystykom można wierzyć lub nie, ale nie sposób nie wierzyć własnym oczom. W tym roku rajd small cap widać bardzo wyraźnie.

Pierwsze dwa tygodnie roku na warszawskim parkiecie przyniosły kilka interesujących tendencji. Po bardzo dobrym początku, w wyniku którego WIG20 wyskoczył wyraźnie ponad dawno niewidziany poziom 2600 punktów, siła byków nagle się ulotniła. Od kilku dni w przypadku blue chips mamy do czynienia z wyraźną spadkową korektą, mimo sprzyjających kontynuacji zwyżki nastrojów na głównych giełdach światowych. WIG20 traci od początku roku do tej pory (do sesji z 11 stycznia 2013 r.) prawie 1 proc.

Jednocześnie zdecydowanej dynamiki nabrał rynek małych i średnich spółek. mWIG40 zyskał w tym czasie 2,3 proc., sWIG80 wzrósł o 1,5 proc., a grupujący najmniejsze firmy naszego parkietu WIG Plus skoczył aż o 3,3 proc.

Można oczywiście szukać różnych powodów, pozwalających na wyjaśnienie obu sprzecznych na pozór tendencji. I można je w tym roku z łatwością znaleźć. W przypadku słabości WIG20 bardzo prawdopodobne wydaje się realizowanie zysków przez inwestorów zagranicznych. Przed końcem roku mogli się pochwalić posiadaniem w portfelach polskich akcji, które w ujęciu dolarowym znajdowały się w ścisłej światowej czołówce najbardziej zyskownych papierów. Teraz nie ma przeszkód, by zyski papierowe zamienić na realne. Tezę tę potwierdza osłabienie złotego oraz spadek cen polskich obligacji skarbowych. Przeciw niej przemawia umiarkowana skala spadków i niewielkie wahania notowań najbardziej płynnych walorów. Z drugiej strony jednak kapitał zagraniczny nie ma podwodów do pospiesznej ewakuacji z naszego rynku, może więc podaż dozować w sposób umiarkowany, nie powodując załamania notowań. Takie zachowanie nie wyklucza optymistycznego dalszego ciągu, czyli scenariusza, według którego po nieco większej korekcie, nasze akcje znów staną się atrakcyjnym przedmiotem pożądania zagranicznych graczy.

Nieco trudniej jest znaleźć równie przekonujące argumenty, tłumaczące siłę małych spółek. Patrząc na tendencje w gospodarce, powodów do mocnej zwyżki ani ich zysków, ani giełdowych notowań nie ma. Choć rynek dyskontuje poprawę sytuacji w otoczeniu makroekonomicznym z pewnym wyprzedzeniem, to wydaje się, że na takie zjawisko jeszcze trochę zbyt wcześnie. Trzeba być czujnym, by go nie przegapić, ale wiele przesłanek wskazuje na to, że wiosną będzie można akcje małych i średnich firm kupić taniej niż w styczniu. O ile wcześniejsza teza zdaje się być uzasadniona w odniesieniu do całego rynku małych i średnich spółek, to w przypadku rosnącego grona konkretnych firm z pewnością niemal z pewnością mamy już sygnały początku hossy (w niektórych przypadkach nawet jej zaawansowanego stadium), mającej solidne podstawy fundamentalne. Wystarczy przywołać przykłady choćby LPP (wzrost o 155 proc. w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy), Azotów Tarnów (115 proc.), Eurocash (70 proc.), CCC (56 proc.) oraz co najmniej kilkunastu innych podmiotów, których akcje zwyżkowały o ponad 50 proc. bez podejrzeń o spekulacyjne pompowanie ich notowań.

Najprościej jest jednak chyba uznać, że z takich lub innych powodów efekt small cap po prostu w tym roku na naszej giełdzie się pojawił. Nie powinno to dziwić. Nie wdając się w próby udowadniania statystycznej obecności lub podważania jego istnienia, wypada jedynie stwierdzić, że widzimy go od kilku lat. Można powiedzieć, że niezależnie od giełdowej i gospodarczej koniunktury. Styczniowym spadkom indeksów w 2010 r. towarzyszyła niemal 4 proc. zwyżka wskaźnika małych spółek. Podobnie było w 2011 r., gdy rozeszły się kierunki WIG i WIG20 ze wskazaniami mWIG40 i sWIG80 na korzyść tych dwóch ostatnich. I wreszcie w obfitującym w zyski 2012 r., w styczniu największym wzrostem pochwalić się mógł WIG Plus, a na drugim miejscu znalazł się sWIG80.

Choć jak większość statystycznych ciekawostek, efekt small cap to „wymysł” amerykański i na tamtym rynku testowany w oparciu o dane zbierane od zarania giełdowych dziejów, występuje także w naszym bliskim sąsiedztwie, choć z mniejszą regularnością. W każdym razie w tym roku też tam można go dostrzec. DAX zyskuje na razie niecałe 1,5 proc., „średni” mDAX rośnie o 3,5 proc., a grupujący najmniejsze spółki sDAX idzie w górę o niemal 5,5 proc.

Roman Przasnyski