Potężna dawka danych makroekonomicznych trafi dziś na wyjątkowo grząski giełdowy grunt. Trudno przewidzieć, co z tej mieszanki wyniknie. Zagadką pozostają nie tyle dane, co reakcje inwestorów.

Wtorkowe spadki na europejskich parkietach nie miały konkretnej przyczyny. Były wynikiem powracających obaw, związanych z najbardziej zadłużonymi krajami strefy euro oraz negatywnej interpretacji wyników finansowych amerykańskich spółek, a głównie słabych prognoz. Te ostatnie kontrastują wyraźnie z płynącymi od pewnego czasu pozytywnymi sygnałami z rynku pracy i nieruchomości. Jeśli negatywne, oparte na realnej ocenie perspektyw rachuby koncernów będą nadal się powtarzać, rynkowy sentyment może ulec pogorszeniu.

W kwestiach europejskich po okresie nadziei przyszedł czas na niepewność. Hiszpania wciąż w trakcie wyborów lokalnych nie kwapi się do występowania o pomoc. Oceny agencji ratingowych są coraz bardziej surowe zarówno dla kraju, poszczególnych regionów i banków, a gospodarka wciąż się kurczy. Taka mikstura nie wróży niczego dobrego. Jeszcze przed końcem roku Hiszpania może być źródłem sporych emocji. Także z Grecji powiało niepokojem. Trojka zdaje się być zadowolona z oszczędnościowych postępów i gotowa uruchomić kolejną transzę pomocy, ale zaczęły się tarcia wśród greckich polityków.

W efekcie w Paryżu i Frankfurcie mieliśmy przekraczające 2 proc. spadki, sprowadzające indeksy w okolice ważnych wsparć. Podobnie było za oceanem. Skala zniżki była tam nieco mniejsza. Dow Jones stracił jednak 1,8 proc., a S&P500 poszedł w dół o 1,44 proc. Na Wall Street sytuacja techniczna też nie jest najlepsza. Pierwsze wsparcia zostały przełamane, następne znajduje się w okolicy 1400 punktów. W przypadku WIG20 w wariancie niekorzystnym dla byków, prób zakończenia fali spadkowej można by spodziewać się w okolicach 2250 punktów, a więc 60 punktów poniżej wtorkowego zamknięcia. Rynki znalazły się więc w momencie, w którym powinno dojść do rozstrzygnięć istotnych co najmniej w średnim terminie, a czynniki od których te rozstrzygnięcia zależą są wciąż te same.

Dziś będą dominowały dane makroekonomiczne. Będą to przede wszystkim wskaźniki aktywności gospodarczej, ale poznamy też odczyt indeksu nastrojów instytutu Ifo oraz dane o sprzedaży nowych domów za oceanem. Impulsów inwestorom mogą dostarczyć także wystąpienie Mario Draghiego i komunikat po posiedzeniu Fed.
PMI dla chińskiego przemysłu wzrósł z 47,9 do 49,1 punktów, a więc dość zdecydowanie. Wciąż wskazuje negatywne tendencje, ale do ich przełamania droga już niedaleka. Optymiści przewidują, że w niemieckich usługach wskaźnik ten osiągnął poziom 50 punktów już w październiku. Oczekuje się też wzrostu PMI dla tamtejszego przemysłu. W przypadku całej strefy euro nadzieje nie są wygórowane, ale zakładają niewielkie zwyżki wskaźników.

Giełdy azjatyckie pozostawały dziś bardziej pod wpływem nastrojów w Europie i USA niż poprawy w chińskim przemyśle. Nikkei zniżkował o 0,4 proc., w Szanghaju indeksy rosły po 0,1 proc.

Roman Przasnyski