Wtorek przyniósł kontynuację spadkowej tendencji na giełdach. Skala przeceny świadczy o rosnącej chęci pozbywania się akcji. Bodźcem stały się obawy o kondycję amerykańskich spółek.

We wtorek tylko przez kilkanaście pierwszych minut handlu warszawskie indeksy były w stanie utrzymać się w okolicach poniedziałkowego zamknięcia. Wraz z pogarszającymi się nastrojami na głównych giełdach europejskich, szybko poszły w dół. Byki starały się powstrzymywać przecenę, ale ich usiłowania nie dawały większych rezultatów. Po trzeciej, popołudniowej fali wyprzedaży indeks największych spółek znalazł się w okolicach 2315 punktów, tracąc 1,4 proc. Wyjście dołem z trwającej ponad miesiąc konsolidacji stało się faktem, choć warto jeszcze poczekać ze spisywaniem akcji na straty na potwierdzenie tego sygnału.

Sądząc jednak po dynamice zmian kursów największych spółek, spora część inwestorów postanowiła nie zwlekać ze sprzedażą papierów. Ich determinacja zwiększała się z każdą godziną. Po południu akcje KGHM zniżkowały momentami o ponad 4,5 proc. O ponad 2,5 proc. w dół szły papiery PKO. W gronie blue chips na plusie trzymały się papiery jedynie czterech-pięciu spółek. Stosunkowo dobrze radziły sobie akcje Telekomunikacji Polskiej, spadające o zaledwie kilka dziesiątych procent. Na szerokim rynku także nie brakowało mocno taniejących walorów, choć za wyjątkiem akcji groszowych, skala przeceny w większości przypadków nie przekraczała 4-5 proc. Na tym tle tym bardziej wyróżniały się te idące w górę. O prawie 10 proc. drożały mocno przecenione ostatnio akcje Sadovaya. Ponad 3 proc. zyskiwały walory LPP, które w piątek niespodziewanie zniżkowały o prawie 6 proc.

Na głównych giełdach europejskich, podobnie jak w Warszawie, wtorkowa sesja rozpoczęła się od symbolicznych wzrostów. Niedźwiedzie błyskawicznie doszły jednak do głosu i ani przez moment nie oddawały inicjatywy. Nie pierwszy już raz w ostatnich tygodniach, to właśnie Paryż i Frankfurt przewodziły spadkowiczom. CAC40 i DAX po południu zniżkowały po ponad 2 proc. Do tego duetu dołączyły wskaźniki w Madrycie, Mediolanie i Atenach, a pod koniec dnia tę czołówkę zdystansował moskiewski RTS, spadając o niemal 3 proc.

We wtorek brakowało publikacji danych makroekonomicznych i niepokojących informacji dotyczących najbardziej zadłużonych państw europejskich. Można więc powiedzieć, że rynek bez niczyjej pomocy pokazał kierunek, w jakim zamierza podążyć. Wpływ na nastroje mogły mieć jedynie licznie podawane wyniki amerykańskich spółek. Wielkich rozczarowań nie było, jednak inwestorzy dostrzegli, że na ogół zgodnym z oczekiwaniami zyskom towarzyszy spadek przychodów lub obniżanie prognoz. Odebrali to jako wyraźny sygnał ostrzegawczy przed spowolnieniem gospodarczym.

Większość negatywnych tendencji i korekt dotyczyło firm przemysłowych. Handel na Wall Street rozpoczął się spadkiem indeksów po 1,4-1,5 proc. Początkowo byki starały się zmniejszyć skalę strat, ale nie szło to łatwo. Mocno rozczarował wskaźnik Fed z Richmond. Oczekiwano jego wzrostu z 4 do 5 punktów, tymczasem spadł on aż do minus 7 punktów. To dodało niedźwiedziom kolejnych argumentów i odbiło się na wartości indeksów.

Na pół godziny przed końcem sesji wskaźnik naszych największych spółek zniżkował o 1,5 proc., WIG spadał o 1,3 proc., mWIG40 o 0,6 proc., a sWIG80 o 1,6 proc. Obroty sięgały 520 mln zł.

Roman Przasnyski