Trudno odgadnąć z czego europejskie byki czerpały w poniedziałek siłę do pokaźnych wzrostów. Po południu pomogli im amerykańscy koledzy, ale sesja na Wall Street zakończyła się słabo. To nie wróży najlepiej na dziś.

Giełdowa maksyma, mówiąca że rynek zawsze ma rację, ma głęboki sens, ale bywają dni, gdy można w nią zwątpić. Poniedziałek można do takich zaliczyć, szczególnie obserwując zachowanie francuskich inwestorów. CAC40 zyskał 2,4 proc. i był niekwestionowanym światowym liderem, zostawiając w tyle nawet moskiewski RTS. Byczy rajd zaczął się jeszcze przed publikacją danych makroekonomicznych, a po ich ujawnieniu zdecydowanie przyspieszył.

Przypomnijmy, że wskaźnik aktywności francuskiego przemysłu spadł z 46 do 42,7 punktu, sygnalizując recesję. Niższą wartość osiąga jedynie PMI dla Grecji. Mimo to 3-4 proc. wzrosty notowały wczoraj zarówno akcje Michelin, Saint Gobain, Sanofi, Schneider Electric, czy Stmicroelectronics, czyli przedstawiciele różnych dziedzin przemysłu, jak i Societe Generale.

Wskaźnikom aktywności przemysłu we wszystkich pozostałych krajach strefy euro także daleko do poziomu 50 punktów, wskazującego na ożywienie i raczej nieprędko do niego dotrą. Niektóre z nich, na przykład niemiecki, zrobiły wczoraj niewielki krok w dobrym kierunku, ale zbyt wcześnie, by mówić o przełomie i odwróceniu niekorzystnych tendencji.

Znacznie lepiej pod tym względem wygląda sytuacja w Stanach Zjednoczonych. Tam wskaźnik PMI liczony przez firmę Markit lekko się obniżył , ale trzyma się powyżej 50 punktów. Z kolei analogiczny wskaźnik ISM po dwumiesięcznym osłabieniu powrócił powyżej granicznego poziomu. To amerykańscy inwestorzy natychmiast podchwycili i indeksy na Wall Street zwiększyły skalę zwyżki z 0,5 do 1 proc. To oczywiście podziałało na ich europejskich kolegów. Dalszy ciąg sesji w Nowym Jorku zdecydowanie jednak nie należał do byków, które do końca dnia znajdowały się w defensywie. Dow Jones z wcześniejszej zwyżki zachował jedynie połowę, a S&P500 zakończył notowania zwyżką o zaledwie 0,3 proc.

Dziś brak publikacji danych makroekonomicznych, inwestorzy będą więc pewnie rozpamiętywać te wczorajsze. A to, w połączeniu z osłabieniem na Wall Street może się przełożyć na pogorszenie się nastrojów na naszym kontynencie. W każdym razie do Azji optymizm nie dotarł, a przynajmniej nie w takiej skali, jaką obserwowaliśmy w Europie. Co prawda dziś wszystkie indeksy były na plusie, ale zwyżki w większości przypadków wzrosty nie przekraczały kilku dziesiątych procent. Nikkei na godzinę przed końcem handlu zyskiwał 0,1-0,2 proc. Rano kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy nieznacznie rosły, ale trudno na tej podstawie wnioskować o nastrojach, jakie będą panować w ciągu dnia.

WIG20 wczoraj przez większą część dnia zachowywał się bardzo powściągliwie. W końcu jednak uległ optymizmowi i podążył za liderami. Dziś może z tego powodu trochę pocierpieć.

Roman Przasnyski