Co można kupić za mniej więcej 2212 zł? Na przykład smartfona o nazwie iPhone 4S, wyposażonego w pamięć 16 GB. Albo iPada 3 o takiej samej pojemności. Albo jedną akcję firmy używającej logo z nadgryzionym jabłuszkiem, która te zabawki dla dużych dzieci wyprodukowała.
Piotr Rosik, dziennikarz działu twoje pieniądze
Ci, którzy zdążyli wziąć do ręki kalkulator i przeliczyć te 2212 zł na dolary, już wiedzą, że jeden walor firmy Apple ma wartość 700 dol. Od początku roku podrożał o ponad 70 proc. Tę kolejną magiczną granicę – poprzednimi były oczywiście progi 400, 500 i 600 dol. – przedsiębiorstwo przekroczyło w tym tygodniu, o czym nie omieszkały poinformować wszystkie istniejące media biznesowe.
Dochodzi jednak wśród nich do ciekawej polaryzacji opinii co do przyszłości ceny akcji firmy z siedzibą w kalifornijskim Cupertino. Na przykład publicyści serwisu MarketWatch powiązanego z „The Wall Street Journal” są przekonani, że nic nie jest jak na razie w stanie zatrzymać rajdu Apple. Wskazują, że popyt na papiery napędzają nie tylko dobre wyniki biznesowe firmy – w ciągu pierwszych 24 godzin sprzedaży nowego iPhone’a 5 przyjęła zamówienia na 2 mln sztuk – lecz także wielkie instytucje finansowe, które podnoszą co jakiś czas cenę docelową akcji producenta iPhone’ów. W ostatnich dniach zrobiły to Bank of America Merrill Lynch i Sterne Agee. Według nich zobaczymy akcje Apple po 850 dol. Publicyści MarketWatch przypominają też, że cena papieru Apple’a w stosunku do zysków firmy wciąż jest atrakcyjna. Poza tym dziecko Steve’a Jobsa ma sporo wolnej gotówki: na jeden walor przypada aż 125 dol. A wiadomo, że to oznacza, iż firma może albo z łatwością się rozwijać, albo przetrwać ewentualne ciężkie chwile.
Pojawiają się jednak coraz częściej głosy ostrzegające przed hurraoptymizmem. W serwisie SeekingAlpha, niezwykle popularnym wśród zaawansowanych inwestorów indywidualnych, publicysta kryjący się pod pseudonimem The Independent Investor tuż po osiągnięciu przez akcje Apple ceny 700 dol. ostrzegł, że stąd już blisko do szczytu. Przypomina, że giełda wyprzedza przyszłość, czyli w ten spektakularny tegoroczny wzrost ceny akcji Apple wliczone już są dobre wyniki sprzedaży iPhone’a 5. Zwraca też uwagę, że od lat firma nie może zwiększyć swojego udziału w rynku smartfonów do ponad 30 proc. Według niego oznacza to, że jej produkty nie są uniwersalne i bezkonkurencyjne (firmy i dojrzali użytkownicy wolą tańsze i prostsze urządzenia), tylko że ma lojalnych klientów. Takich, dla których posiadanie produktu z nadgryzionym jabłkiem na obudowie jest czymś, co wyróżnia, nobilituje, daje satysfakcję z samego posiadania.
Moda? Tak, nie ma wątpliwości, że potęga Apple zbudowana jest na modzie. Ulotnym zjawisku. Wystarczy, że zajrzymy na dno szafy czy do składziku, by przekonać się, jak bardzo ulotnym. Tak jak każda moda się kiedyś kończy, tak każde jabłko kiedyś spada. Pytanie tylko, kiedy wiatr niosący zmianę mody dostatecznie mocno zawieje.