Bank we Frankfurcie pożycza Atenom, by te mogły spłacać długi wobec... EBC. Przelewanie miliardów euro odbywa się na granicy prawa. Smaku sprawie dodaje fakt, że wszystko dzieje się za cichą zgodą Angeli Merkel
Europejski Bank Centralny, utrzymując po kryjomu Grecję na kroplówce, działa na granicy prawa. Angela Merkel i przywódcy innych krajów strefy euro nie mają już odwagi występować do swoich parlamentów o kolejne fundusze dla Aten. Czarną robotę wykonuje Mario Draghi.
Mechanizm wspierania Grecji przez EBC przeanalizowali dziennikarze tygodnika „Der Spiegel”. Status EBC zakazuje bankowi bezpośredniego wspierania rządów państw unii walutowej. Aby ominąć to obostrzenie, Draghi działa poprzez grecki bank centralny, który de facto jest tylko oddziałem EBC. Ten udziela kredytu greckim bankom komercyjnym pod zastaw wątpliwej jakości aktywów. A banki komercyjne za pożyczone pieniądze kupują obligacje Grecji. W ten sposób koło się zamyka.
Pikanterii dodaje fakt, że od dwóch tygodni sam EBC nie przyjmuje już obligacji Grecji jako gwarancji za udzielone pożyczki. Ale grecki bank centralny w najlepsze kontynuuje taką praktykę.
Tylko przez ostatnie kilka tygodni Frankfurt udzielił w ten sposób Atenom ponad 4 mld euro wsparcia. Dzięki temu władze Grecji będą w stanie przed terminem przypadającym na 20 sierpnia spłacić 3,7 mld euro należnego długu wobec... EBC.
W normalnych okolicznościach to Europejski Instrument Stabilności Finansowej (EFSF) i jego następca Europejski Mechanizm Stabilizacji (ESM) powinny – pod ściśle określonymi warunkami – udzielać wsparcia Grecji. Ale wówczas o zgodę na taki ruch kanclerz Angela Merkel musiałaby prosić Bundestag, ryzykując rozpadem własnej koalicji. Coraz więcej posłów nie chce już słyszeć o dodatkowym wsparciu dla Aten. Właśnie dlatego zlecenie dla Draghiego po cichu jest akceptowane przez Berlin.
Taki układ będzie trwał przynajmniej do końca września. Wówczas przedstawiciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), EBC oraz Komisji Europejskiej (Trojka) muszą podjąć decyzję o przekazaniu Grekom kolejnej transzy pomocy wartej 31 mld euro.
Decyzja w tej sprawie jest uzależniona od tego, czy rząd Antonisa Samarasa udowodni realizowanie uzgodnionego z Brukselą planu redukcji deficytu budżetowego poprzez cięcie wydatków państwa, prywatyzację aktywów publicznych oraz podnoszenie podatków. Nieoficjalnie wiadomo, że dziura w finansach publicznych urosła już do kilkudziesięciu miliardów euro z powodu coraz głębszej recesji (w tym roku dochód narodowy kraju ma spaść aż o 7 proc.).
Jednak w rzeczywistości decyzję Trojka już podjęła. I jest ona pozytywna. Odmowa wypłaty Atenom pomocy oznaczałaby bowiem natychmiastowe bankructwo kraju z trudnymi do przewidzenia skutkami. – Nie jest pewne, czy byliśmy w stanie wówczas opanować sytuację – przyznał niedawno francuski minister gospodarki i finansów Pierre Moscovici.
Aby przygotować grunt dla opinii publicznej, już w zeszłym tygodniu po wstępnej wizycie w Atenach szef misji MFW w Grecji chwalił politykę Samarasa. – Nasze rozmowy były konstruktywne. Zrobiliśmy spory postęp – przyznał Poul Thomsen.
Sam premier Grecji pod koniec sierpnia wybiera się najpierw do Berlina, a potem do Paryża, aby przekonać niemiecką i francuską opinię publiczną, że warto nadal pomagać Grekom.