Dzisiejsza sesja rozpoczęła się w lekko negatywnym nastroju jako kontynuacja wczorajszego znacznego spadku WIG20, a także po nieznacznie spadkowych sesjach w USA i Azji. Jednak lekko negatywne nastroje nie trwały długo.

WIG20 krótko po 10-tej znalazł się na wsparciu – dołku korekty z 28 czerwca na poziomie 2229 pkt. Poziom ten zdołał się obronić przez kolejne 20 minut, a potem pojawiły się dane z Wielkiej Brytanii. Wobec lepszych od oczekiwań danych nastroje się poprawiły i stało się jasne, że trzeba odbić od tego dołka.

W przeciągu kilkunastu minut indeks wyskoczył nad kreskę. Jednak te 23 punkty odbicia, czyli jeden procent z poziomu dołka 2229 pkt do 2251 pkt to nie były szczególnie duże zakupy. Nie odbyły się przy dużym wolumenie, a kiedy trafiły na podaż w okolicy 2250 wzrost zakończył się. Potem indeks podążał poziomo nad kreską do końca sesji w wąskim przedziale 10 punktów. Na rynek nie dotarły już żadne ważne dane makro, a jedynie informacje ze strony polityków w strefie euro, które nie były zasadniczo ważne, ani zmieniające obraz kryzysu.

Ciekawa sytuacja wystąpiła dziś znów na rynku walutowym. Oto euro wyraźnie słabło do dolara (około 0,5%), tymczasem złotówka wyraźnie umacniała się wobec euro (0,9 %), w więc nawet do dolara! Oznacza to, o dziwo, że nasza waluta postrzegana była dziś jako przystań jeszcze pewniejsza niż dolar! Takie przeskalowanie myślenia do jakiego przywykliśmy przez ostatnie lata jest trudne. Zawsze kiedy euro traciło wobec dolara - analogiczną przecenę, a nawet jeszcze większą - przechodził nasz złoty. Jest to zrozumiałe, bo kłopoty strefy euro, grożący jej kryzys uderzają również w nasz kraj, który ma przecież niebagatelny dług publiczny, zadłużenie zagraniczne, duży socjał itd. Moda na Polskę i złotówkę może się okazać przejściowa, ale póki jest, dalsze wzrosty na GPW są dość prawdopodobne.

Witold Zajączkowski