Po kilkudniowym odpoczynku w ubiegłym tygodniu, w ostatni piątek giełdowe byki dostały do ręki argumenty za kontynuacją wzrostów cen akcji. Paliwem do tego były uzgodnienia szczytu przywódców Unii Europejskiej.

Trudno mówić o szczegółach tych uzgodnień, bo takich nie było. Rynki dostały jednak to, co chciały otrzymać: deklarację o potencjalnym uruchomieniu środków z funduszy pomocowych dla Hiszpanii, Włoch i hiszpańskich banków oraz komunikat o rozpoczęciu prac nad wspólnym, unijnym nadzorem bankowym (unia bankowa). Pomimo tego, że są to same ogólniki i chyba nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z kolejnym „kupowaniem czasu” przez polityków, reakcja inwestorów była taka sama, jaką obserwowaliśmy chociażby pod koniec października ubiegłego roku (szczyt Unii zatwierdzający redukcję zobowiązań Grecji z tytułu wyemitowanych obligacji).

Mieliśmy więc gwałtowny wzrost notowań akcji, surowców, pary EUR/USD i spadek rentowności obligacji państw południa Europy. Kapitał popłynął szerokim strumieniem w kierunku aktywów ryzykownych, przenosząc się z obligacji niemieckich i amerykańskich. To wszystko spowodowało ucieczkę inwestorów z krótkich pozycji, co dodatkowo wzmocniło siłę ruchu wzrostowego na indeksach akcji i na cenach surowców. Nie bez znaczenia był również fakt, że informacja ze szczytu dotarła na rynki w ostatnim dniu miesiąca, kwartału i półrocza, a więc w dniu kiedy zarządzającym funduszami bardzo zależy na poprawie osiągnięć inwestycyjnych (window dressing).

Na warszawskiej giełdzie sytuacja była analogiczna do obserwowanej na rynkach zagranicznych. Ostatnie dni to kontynuacja wzrostów, z tym że obecnie jesteśmy słabsi od rynków zachodnich, odreagowując okres poprzedniej relatywnej siły. Nie ulega jednak wątpliwości, że nadal po stronie popytowej dominują inwestorzy zagraniczni. Dobre zachowanie największych spółek w Warszawie cieszy, ale ponownie należy zauważyć, że szerokość rynku w czasie ostatnich wzrostów nie jest duża, a indeksy szerokiego rynku są znacznie słabsze niż WIG20.

Dobre postrzeganie naszego kraju przez inwestorów zagranicznych ponownie zaowocowało popytem na polskie obligacji skarbowe. Rosnące ceny sprowadziły rentowność 10-letnich papierów niemal do poziomu 5%. Tym razem również rentowność obligacji hiszpańskich i włoskich spadała w reakcji na szczyt Unii, ale warto zauważyć, że pozytywna reakcja inwestorów nie trwała długo. Można mieć jednak nadzieję, że przez jakiś czas nie zobaczymy rentowności hiszpańskich papierów powyżej 7%.

Ciekawą sytuację mamy na najważniejszej parze walutowej EUR/USD. Tutaj entuzjazmu inwestorom starczyło tylko na jeden dzień, a po czterech kolejnych sesjach znajdujemy się poniżej poziomu sprzed szczytu Unii i poniżej ważnych wsparć w rejonie 1,2450. Uzyskaliśmy więc kolejne potwierdzenie dominacji trendu spadkowego, a kolejna próba jego odwrócenia okazała się nieudana. Takie zachowanie pary EUR/USD każe ostrożnie patrzeć na kilkudniowe wzrosty cen na rynku surowcowym (głównie ropa i miedź) i na razie te wzrosty trzeba traktować jako korektę kilkumiesięcznej fali spadkowej.

Ostatni tydzień to wysyp danych makro, z których najważniejsze wydają się odczyty PMI (wskaźnik menedżerów logistyki). Pomimo, że w większości przypadków były słabe i, co ważniejsze, słabsze od oczekiwań, to nie przeszkadzało to rynkom rosnąć. Inwestorzy zwracają bowiem uwagę jedynie na rentowność obligacji włoskich i hiszpańskich oraz działania banków centralnych. Słabe dane tylko rozbudzają oczekiwania na kolejne luzowanie polityki monetarnej, poprawiające płynność na rynkach, a więc na ewentualne kolejne operacje QE FED-u czy LTRO Europejskiego Banku Centralnego. Nie wydaje się jednak, żebyśmy po ostatnich wzrostach indeksów doczekali się jakiegoś działania bankierów centralnych.

Patrząc na nasz rynek akcji z punktu widzenia analizy technicznej należy zauważyć, że czerwcowe wzrosty nie doprowadziły do przełomu. Po majowej obronie strefy wsparcia 2.000-2.100 pkt. na indeksie WIG20, która po raz kolejny wytrzymała napór podaży, w czerwcu rynek znalazł się w pobliżu pierwszych poważnych oporów rozciągających się w strefie 2.280-2.320 pkt. Na razie ten poziom zatrzymał kupujących, ale nawet jego rozbicie da dopiero nadzieję na atak na krytyczny opór 2.400-2.450 pkt. Dopiero wyjście rynku powyżej tego poziomu pozwoliłoby zakończyć trend boczny na warszawskim parkiecie. W okolicy bardzo ważnych oporów znajdują się również najważniejsze indeksy – DAX i S&P500 (odpowiednio 6.550-6.600 pkt. i 1.360-1.370 pkt.). Dopiero pokonanie tych poziomów otworzy drogę do dalszych wzrostów.

Marek Mikuć, prezes Open Finance TFI SA