Tytuł komentarza najlepiej obrazuje to co obecnie można obserwować na rynkach finansowych. W poniedziałek inwestorzy w dalszym ciągu żyli zeszłotygodniowymi ustaleniami europejskich przywódców, nie zważając zupełnie uwagi na pojawiające się wątpliwości wokół tych ustaleń.

Żyjąc złudzeniami za nic mieli pojawiające się zewsząd kolejne sygnały hamowania wzrostu gospodarczego. Zamiast zaniepokojenia pojawiły się nadzieje na dalsze luzowanie polityki pieniężnej.

Optymizm na giełdach
Główne europejskie indeksy kontynuowały w poniedziałek silne wzrosty z piątku, kiedy to euforycznie zareagowały na decyzje przywódców strefy euro dopuszczające możliwość interwencji funduszy ratunkowych na rynku długu i bezpośrednie dokapitalizowanie banków. Niemiecki DAX zyskał 1,24% i zamknął dzień na poziomie 6496,1 pkt. To najwyższy poziom od pierwszej połowy maja br. Francuski CAC40 po wzroście o 1,36% zakończył dzień na poziomie 3240,2 pkt. Ostatni raz tak wysoko indeks ten kończył notowania w kwietniu br. Na plusach notowania zamknęły też amerykańskie indeksy pomimo, że w pierwszej fazie handlu cześć inwestorów chciała realizować zyski. Indeks S&P500 wzrósł o 0,25%, po tym jak w piątek zyskał 2,49%. Technologiczny Nasdaq Composite wzrósł o 0,55% wobec wzrostu o 3% w piątek.

Nowe znaki zapytania
Europejskie i amerykańskie parkiety, a w ślad za nimi również giełdy w Azji, ruszył do góry pomimo pojawiających się wątpliwości co do wyników europejskiego szczytu i nowych niepokojących sygnałów płynących z globalnej gospodarki. Rząd Finlandii poinformował wczoraj, że kraj ten zablokuje możliwość zakupów obligacji na rynku wtórnym. Podobne zablokowanie takiej decyzji możliwe jest też ze strony Holandii. To o tyle istotne, że decyzja o interwencjach na rynku długu wymaga jednomyślnej decyzji strefy euro. Niepokoić może też to, że samo wdrożenie postanowień ostatniego europejskiego szczytu, może zająć nawet rok.

Innym negatywem jaki pojawił się w poniedziałek, tyle że o dużo większym znaczeniu, są fatalne dane makroekonomiczne. O ile rynki mogły już oswoić się z kilkuletnimi minimami indeksów PMI obrazującymi kondycję europejskiego sektora przemysłowego, to już odczyt podobnych danych dla USA powinien wywołać szok. W czerwcu indeks ISM dla przemysłu USA nieoczekiwanie spadł aż do 49,7 pkt. z 53,5 pkt. miesiąc wcześniej. To pierwszy od lipca 2009 roku przypadek, gdy indeks ten notuje odczyt poniżej granicznego poziomu 50 pkt., jaki oddziela rozwój od recesji.

Równie niepokojącą wymowę ma obliczany przez JPMorgan indeks PMI dla światowego przemysłu, będący kompilacją 20 indeksów PMI z różnych regionów świata. W czerwcu spadł on do 48,9 pkt. z 50,6 pkt. i był najniżej od 3 lat.

Nowa nadzieja
Opublikowane wczoraj fatalne dane zostały zignorowane, tak jak w ostatnich 5 tygodniach zostało zignorowane wiele równie niepokojących danych. Wychodząc z założenia, że im gorzej tym lepiej, rynki żyją teraz w przekonaniu, że słabe dane zwiększają prawdopodobieństwo dalszego luzowania polityki pieniężnej przez banki centralne. Teza ta dość szybko, bo już w najbliższy czwartek, zostanie zweryfikowana. Wówczas na posiedzeniu zbiera się Europejski Bank Centralny. Rynek prognozuje, że bank obniży stopy procentowe o 25 punktów bazowych do rekordowo niskiego poziomu 0,75%. Liczy też na coś więcej. Na inne działania wspierające wzrost gospodarczy lub zmierzające do stabilizacji sytuacji w strefie euro. Te nadzieje, podobnie jak wczoraj nadzieje na wsparcie amerykańskiej gospodarki ze strony Fedu, powinny podtrzymać dobre nastroje do czwartku.

Marcin R. Kiepas