Tegoroczny maj wielu inwestorów zaliczy do bardzo nieudanych. Nie dziwić więc może brak klasycznego „strojenia okien” w ostatni dzień miesiąca by poprawić wyniki.

Są one tak złe, że nie było sensu ich poprawiać, wręcz przeciwnie, można było nawet je pogorszyć, by baza pod kolejny miesiąc była niska. Taka logika przyświecała wielu rynkom zagranicznym, ale nie GPW, gdzie od początku tygodnia obserwujemy relatywną siłę i dzisiejszy dzień nie był tutaj wyjątkiem.

Początek notowań na Książęcej był neutralny, co było nawet nieco gorszym wynikiem niż na innych giełdach europejskich. Szybko jednak byki wzięły się do pracy i po nieco ponad półtorej godziny handlu zwyżka sięgała już ok. 1%.

We wzrostach nie przeszkadzały wypowiedzi Mario Draghiego, który wyraźnie i po raz wtóry zaznaczył, że EBC nie wyręczy rządów w działaniach antykryzysowych. Nowy prezes Europejskiego Banku Centralnego stwierdził, że nie wypełni próżni powstałej w wyniku braku działań rządów w kwestii problemów strukturalnych czy zadłużenia.

Z kolei nieco pomagać mogła publikacja danych o wzroście krajowej gospodarki w I kw. Polski PKB zgodnie z oczekiwaniami zwiększył się o 3,5%, co mogło cieszyć na tle pogrążonej w problemach Europy, ale z drugiej strony publikacja wpisywała się w oczekiwane spowolnienie, które w kolejnych kwartałach będzie kontynuowane.

Popołudniowa faza notowań wciąż charakteryzowała się relatywnie wysokim poziomem indeksu WIG20, któremu zaledwie kilka punktów brakowało do psychologicznej bariery 2100 pkt. Wtedy jednak zaczęła się całą plejada negatywnych informacji, które krok po kroku skutecznie ograniczały zwyżki na GPW, a kompletnie je przekreśliły w Europie Zachodniej. Pierwszą negatywną informacją były słowa rzecznika Komisji Europejskiej, które stały w sprzeczności z wczorajszym dokumentem tej instytucji. Amadeu Altafaj stwierdził bowiem, że nie ma możliwości bezpośredniego dokapitalizowania banków z ESM.

I znowu zaszkodziła Ameryka

Prawdziwą przyczyną pogorszenia się atmosfery wcale jednak nie były słowa europejskich oficjeli, ale publikowane dane, które w trzech turach konsekwentnie pokazywały coraz gorszy obraz. Najpierw poznaliśmy raport ADP, który uważany jest za zapowiedź jutrzejszych ważnych danych z amerykańskiego rynku pracy.

Publikacja zaskoczyła lekko negatywnie sugerując wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym o 133 tys., wobec prognoz na poziomie 148 tys. Później publikowana cotygodniowa ilość wniosków o zasiłek dla bezrobotnych zwiększyła się do 383 tys., a dane za poprzedni miesiąc zweryfikowano w górę o 3 tys. Rewizja danych o wzroście PKB była zgodna z prognozami, ale i tak była gorsza od pierwszego odczytu.

Kubłem zimnej wody okazał się ostatni odczyt. Chodzi o istotny, gdyż wyprzedzający indeks Chicago PMI, który spadł do najniższego poziomu od września 2009 roku. To był gwóźdź do przysłowiowej trumny – DAX zniżkował o 0,6%, francuski CAC40 o 0,3%, ale WIG20 dzięki fixingowi zyskał aż 1,17%, czym po raz kolejny popisał się odpornością na zewnętrzne negatywne nastroje i wraz z wcześniej prezentowaną siłą zapewnił jednak udany i budzący nadzieję koniec tego trudnego miesiąca.

Łukasz Bugaj