Środowe notowania na Giełdzie Papierów Wartościowych przyniosły sesję, która skończyła się dynamicznymi przecenami spółek o największej kapitalizacji. W efekcie w finale dnia indeks WIG20 stracił 2,93 procent z godnym szacunku obrotem na poziomie 620 mln złotych.

Trudno jednak nie odnotować faktu, iż skala zmian nie oddaje przebiegu sesji. W istocie w trakcie dnia podaż nie była szczególnie agresywna. Z perspektywy końca sesji doskonale widać, iż do godziny 16:00 większość strat, jakie poniósł WIG20, w dużej mierze pokrywała się ze stratami, jakie pojawiły się w godzinę po otwarciu dnia.

Euro popchnęło giełdę na dno

Dopiero mocny spadek euro na tle dolara, jaki pojawił się po godzinie 16:00, pchnął ceny w dynamiczną falę spadkową, która w niespełna dwie godziny odebrała indeksowi największych firm blisko 30 pkt. z 61 pkt. straty w skali całego dnia.

Nie zmienia to jednak faktu, iż zarówno poranna luka, jaki kończący sesję przemarsz niedźwiedzi wskazują, iż GPW nie jest zdolna do zwyżek, gdy w otoczeniu panuje atmosfera przeceniająca akcje. W praktyce nie ma znaczenia, iż rano GPW przeceniała się na fali słabej sesji w USA a w finale przenosząc spadki z rynku walutowego, gdzie para EUR/USD znalazła się na poziomach najniższych od początku roku.

Jest jednak szansa...

Właściwie jedynym elementem, który nie pozwala zapisać sesji, jako przekreślającej szanse byków na zbudowanie odbicia, jest fakt braku przebicia piątkowego minimum.

W tej perspektywie patrząc rynek znalazł się dziś na poziomach, które były już zwiedzane na przestrzeni ostatnich sesji.

W praktyce oznacza to, że dopiero kolejne dni pokażą, czy podaż jest zdolna do przełamania dołka na 2035 pkt. i do konfrontacji ze wsparciami na 2018 pkt. i 2000 pkt., gdzie na jesieni zeszłego roku wyczerpały się siły sprzedających. Już dzisiaj można założyć, że po dynamicznym trendzie spadkowym zadanie sprzedających nie będzie łatwe i do ustabilizowania indeksu poniżej 2000 pkt potrzeba przeceny, która będzie nosiła miano paniki a nie tylko spadków na relatywnie niskim obrocie.

Adam Stańczak