Po spadkowej serii odbicie się należy. Ale nie należy się po nim zbyt wiele spodziewać. Zagrożeń i kłopotów nie ubyło, a chwilowe przymykanie na nie oka niczego nie rozwiązuje.

We wtorek zdecydowanie przeważały złe informacje. Nie przeszkodziło to jednak w kontynuacji wzrostowego odbicia na giełdach. Na europejskich parkietach było ono całkiem pokaźne. W Paryżu zwyżka chwilami sięgała 2 proc. Wskaźniki we Frankfurcie i Londynie przez większą część dnia zachowywały się bardziej wstrzemięźliwie, ale w końcu uległy tej mini euforii. Inwestorzy całkowicie zignorowali istotne negatywne sygnały. Można zrozumieć brak reakcji na obniżenie przez agencję Fitch ratingu Japonii.

Ale raport Międzynarodowego Instytutu Finansów wskazujący na przekraczające grubo 200 mld euro straty hiszpańskich banków powinien już wzbudzić niepokój. Tymczasem nawet w Madrycie indeks zyskał ponad 2 proc. Optymizmu nie przygasiły też nowe prognozy OECD, mówiące o recesji w strefie euro znacznie głębszej i dłuższej, niż dotąd sądzono. Lepsze perspektywy rysują się przed gospodarką amerykańską. Ale wczoraj poinformowano, że indeks Fed z Richmond spadł z 14 do 4 punktów, sugerując pogorszenie się sytuacji w tym regionie.

Wieczorem swoje dołożył Lukas Papademos, były premier Grecji, stwierdzając że wyjście jego kraju ze strefy euro jest realne i taki wariant jest rozważany, choć skutki jego realizacji byłyby fatalne zarówno dla Grecji, jak i rynków finansowych. Prawdopodobnie te opinie przyczyniły się z znacznym stopniu do pogorszenia nastrojów na Wall Street w końcówce handlu. S&P500, który w ciągu dnia szedł w górę o prawie 1 proc., na zamknięciu zyskał jedynie 0,05 proc., po drodze spadając pod kreskę. Identyczny scenariusz miał miejsce w przypadku Dow Jones'a. Nie wróży to najlepiej na najbliższą przyszłość.

Nasz rynek po poniedziałkowej mocnej zwyżce, nie miał sił na kontynuację odbicia. WIG20 przez większą część dnia przebywał na minusie, nie reagując na bardzo dobre nastroje w Europie. Byki podjęły próbę pójścia za peletonem, ale finisz wypadł bardzo słabo. Dziś trudno liczyć na poprawę.
Głównym wydarzeniem będzie nieformalny szczyt europejskich przywódców, jednak oficjalne sygnały dotyczące najważniejszych kwestii będą znane dopiero wieczorem. Do tego czasu koncentrować się będziemy na danych makroekonomicznych. Największy wpływ na rynki będą mieć informacje dotyczące amerykańskiego rynku nieruchomości (sprzedaż nowych domów i indeks cen nieruchomości).

Na giełdach azjatyckich dziś dominowały mocne spadki. Nikkei na godzinę przed końcem handlu tracił 1,9 proc. po niekorzystnych danych dotyczących bilansu handlowego. W Hong Kongu spadek sięgał niemal 2 proc., w Szanghaju indeksy zniżkowały po ponad 1 proc. Nienajlepsze sygnały płyną też z rynku terminowego. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy spadały rano po 0,3-0,5 proc.

Roman Przasnyski