Te instytucje, które nie mają jeszcze „zielonej” polityki, zapowiadają, że wkrótce będą ją ogłaszać. To wniosek z ankiety przeprowadzonej przez DGP.
Pionierami zrównoważonego finansowania były u nas ING Bank Śląski i BNP Paribas, a także mBank. Dwa pierwsze już kilka lat temu przyjęły strategiczne dokumenty, które wskazywały cele zrównoważonego rozwoju i mówiły o wychodzeniu z finansowania projektów opartych na „brudnej” energii.
Na „zielone” stawiają też inne banki, w tym te kontrolowane przez państwo. – Obecnie jesteśmy na etapie wypracowywania podejścia, które uwzględniałoby nowe i projektowane regulacje dotyczące zrównoważonego finansowania – informuje Anna Czyż, rzeczniczka państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego. Zaznacza, że w procesie kredytowym bank już bierze pod uwagę kwestie środowiskowe. – Pracujemy nad implementacją regulacji dotyczących zrównoważonego finansowania, rozważamy również mierniki ilościowe – dodaje Czyż.
PKO Bank Polski wdrożył nową politykę w marcu 2019 r. „Jej głównym założeniem jest ograniczenie zaangażowania w sektor energii wysokoemisyjnej, przy jednoczesnym zwiększaniu zaangażowania w podmioty i transakcje wspierające zeroemisyjne lub nisko emisyjne źródła energii” – informuje biuro prasowe największego krajowego banku.
– Kwestie finansowania energetyki są zawarte w obowiązującej polityce ryzyka kredytowego Banku Pekao. Zgodnie z nią bank wspiera stopniowe i uporządkowane przejście na gospodarkę niskoemisyjną poprzez ograniczanie finansowania górnictwa węglowego oraz produkcji energii z paliw kopalnych (ropa, węgiel) na rzecz zwiększania finansowania energii ze źródeł odnawialnych (woda, wiatr, słońce) – wskazuje z kolei Paweł Jurek, rzecznik Pekao.
Podejście państwowych banków jest szczególnie uważnie obserwowane ze względu na ich zaangażowanie we współpracę z kontrolowanymi przez władze firmami z branży energetycznej czy wydobywczej.
Zdaniem Ludwika Koteckiego, dyrektora Instytutu Odpowiedzialnych Finansów, idea „zazieleniania” nie jest jeszcze zaszczepiona w DNA banków i wiele jest wciąż do zrobienia w tym zakresie na poziomie instytucji finansowych. – Prace nad taksonomią (wykaz inwestycji uznawanych w Unii za zrównoważone – przyp. red.) oznaczają, że będzie się ona rozszerzać na więcej sektorów i więcej branż, a z czasem będzie stawała się coraz bardziej ambitna i wymagająca, jeśli chodzi o „zazielenianie” nie tylko inwestycji, lecz także całej działalności gospodarczej, w tym finansowej. Będzie więc przyspieszała regulacja sektora finansowego pod tym kątem – mówi DGP Kotecki. Jego zdaniem poza koniecznością dostosowania się do nowych regulacji proces ten rodzi nowe ryzyka dla polskiego sektora finansowego, bo pewne aktywa zabezpieczające kredyty mogą stracić wartość, a pewne rodzaje finansowanej działalności – rentowność. Także klienci będą wybierać bardziej „zielone” banki, więc ryzyko reputacji też będzie miało coraz większe znaczenie.
– Polskie banki są w tyle wobec tych, które są częścią międzynarodowych instytucji i mogą czerpać wiedzę ze swoich central. Musiały rozwinąć know-how wewnętrznie, co zajmuje więcej czasu. Nadal jednak polskie instytucje sektora finansowego w małym stopniu doceniają europejską strategię zrównoważonego finansowania, ale sytuacja ta ewoluuje – zauważa w rozmowie z DGP Zofia Wetmańska z think tanku WiseEuropa. Jej zdaniem bardzo dobrą wiadomością jest, że BGK planuje wprowadzić mierniki ilościowe, bo to ten bank będzie kluczową instytucją dla programów publicznych wspieranych przez fundusze europejskie, w tym fundusz odbudowy, które w ponad 30 proc. mają być skierowane na zielone inwestycje. – Tutaj wyznacznikiem i narzędziem do kategoryzowania inwestycji staje się europejska taksonomia, którą publiczne instytucje będą musiały wdrożyć szybciej niż się spodziewały – mówi Wetmańska. Ekspertka zwraca uwagę, że nadal nie ma odgórnych wytycznych w zakresie zrównoważonego finansowania ze strony krajowego regulatora – KNF, co tylko spowalnia proces finansowania zielonej transformacji, a banki, tworząc własne strategie, niejako wychodzą „przed szereg”. Dodała, że wytyczne dotyczące zrównoważonych inwestycji będą obejmować w Unii coraz więcej obszarów – nie tylko energetykę, lecz także np. gospodarkę obiegu zamkniętego.
Szefowie banków nie ukrywają, że jednym z powodów wzrostu zainteresowania zrównoważonymi finansami są wymogi rynku kapitałowego. Instytucje angażujące się w „brudne” inwestycje muszą się liczyć z brakiem zainteresowania ze strony rosnącej części inwestorów instytucjonalnych, którzy sami przestrzegają reguł ESG (ang. Environmental, Social and Corporate Governance). W konsekwencji pozyskiwanie finansowania lub kapitału staje się droższe. A przed krajowymi bankami jest w najbliższych latach konieczność pozyskania kilkudziesięciu miliardów złotych w celu spełnienia wymogów MREL (chodzi o dług, który może być wykorzystany na pokrycie strat). Konkretne wymogi są stawiane instytucjom, które chcą emitować „zielone obligacje”.
W niektórych segmentach rynku osiągnięcie statusu „zielony” nie jest jednak szczególnie wymagające. Przykładem mogą być kredyty dla deweloperów czy na zakup mieszkań na rynku pierwotnym.
– W praktyce biorąc pod uwagę kryteria EU Taxonomy oraz organizacji certyfikujących zielone obligacje, kredyty na wszystkie nowe inwestycje mieszkaniowe w Polsce po 2017 r. mogą być określone jako zielone. Wtedy zostały wprowadzone nowe normy budowlane. Głównym kryterium jest bowiem to, aby zaliczały się one do 15 proc. najbardziej energooszczędnych nieruchomości w danym kraju – wskazuje Piotr Utrata, rzecznik ING BSK.