Analitycy liczą na to, że druga połowa roku będzie lepsza. Pod warunkiem że nie trzeba będzie się bronić przed koronawirusem tak jak wiosną.
DGP
„Niektórych rekordów nie da się pobić. Pomyślmy o bramkach Alana Shearera w Premier League, 100 pkt w jednym meczu koszykarza Wilta Chamberlaina czy zwycięstwach Eddy’ego Merckxa w kolarstwie. Dane o PKB w strefie euro za II kw. również powinny znaleźć się na tej liście” – tak analitycy holenderskiego banku ING podsuwali publikowane przed weekendem dane na temat kondycji europejskiej gospodarki w minionym kwartale – który w całości przypadł na walkę z zagrożeniem koronawirusem, z czym wiązało się drastyczne ograniczenie bezpośrednich kontaktów między ludźmi, a także aktywności gospodarczej.

Silniki stanęły

Gospodarka eurolandu skurczyła się w porównaniu z I kw. – już zahaczającym o pandemię – o ponad 12 proc. Najważniejszy nasz partner w eurolandzie – Niemcy – zanotowały spadek o 10,1 proc. To największe załamanie koniunktury od 1970 r., od kiedy dostępne są porównywalne dane. Dla zobrazowania grozy sytuacji – w najgorszym momencie kryzysu finansowego z końcówki poprzedniej dekady PKB spadł o 7,9 proc.
Według Destatis, niemieckiego urzędu statystycznego, w II kw. załamały się wszystkie motory dotychczasowego wzrostu: eksport, konsumpcja oraz inwestycje. Mniej wyraźnie widać kryzys na rynku pracy. W lipcu liczba bezrobotnych wzrosła o 57 tys. do 2,91 mln. Stopa bezrobocia wynosiła 6,3 proc. wobec 5,1 proc. w marcu, czyli na początku pandemii. Rynek pracy stabilizuje tzw. Kurzarbeit. To jeden z programów wsparcia dla gospodarki: firma ogranicza czas pracy swoich ludzi, ale ich nie zwalnia, a pieniądze na zmniejszone pensje dostaje od państwa. Obecnie 6,7 mln Niemców pracuje na tej zasadzie. W 2019 r. było ich zaledwie 145 tys.
Ekonomiści mają nadzieję, że druga połowa roku będzie lepsza i gospodarka zacznie się odbijać od dna. Będzie to jednak uzależnione od tego, czy liczba zachorowań ponownie wyraźnie nie wzrośnie i czy rząd w Berlinie nie będzie znów zmuszony do zaostrzenia zasad dotyczących kontaktów między ludźmi itd. Według analiz Niemieckiego Banku Federalnego (BBk) najniższy punkt aktywności gospodarczej został osiągnięty już w kwietniu, a obecnie można liczyć na ożywienie. „Przyczyni się do tego niedawno przyjęty pakiet bodźców gospodarczych” ‒ czytamy w najświeższym comiesięcznym raporcie BBk, który przypomina wart 130 mld euro rządowy pakiet na rzecz koniunktury. Obniża on m.in. stawki podatku VAT z 19 do 16 proc. i z 7 do 5 proc.

Kto najszybciej wyjdzie

Koniunktura u zachodniego sąsiada jest dla nas szczególnie ważna, bo to nasz największy partner handlowy – zarówno w eksporcie, jak i imporcie. Inne duże kraje strefy euro, które są naszymi dużymi odbiorcami, w porównaniu II kw. z początkiem roku wypadły podobnie lub niewiele gorzej niż Niemcy. Choć w ujęciu rocznym – wiosna tego roku w zestawieniu z wiosną 2019 r. – zanotowały spadki rzędu 20 proc. Sytuacja na rynku pracy też pogorszyła się w niewielkim stopniu: we Francji w II kw. liczba bezrobotnych wzrosła o niewiele ponad 40 tys., do 2,3 mln. We Włoszech zwiększyła się o 86 tys., do 2,2 mln.
‒ Niemcy powinni najlepiej wychodzić z kryzysu. Mniej są uzależnione od turystyki niż takie kraje jak Hiszpania czy Włochy. Przebieg pandemii był tam też mniej drastyczny niż w krajach południa Europy, więc zostawiła ona mniejsze spustoszenia w nastrojach firm i konsumentów. Jeśli chodzi o wielkość programów rządowych, to nie ma wielkiej różnicy między Niemcami a np. Włochami. Zagrożeniem dla Niemiec, choć dotyczy to również Włoch, jest eskalacja chińsko-amerykańskiego konfliktu handlowego – mówi Rafał Benecki, ekonomista ING w Warszawie.
Wśród największych odbiorców polskiego eksportu są także Czechy i Wielka Brytania. W pierwszym z tych krajów PKB był w II kw. o 8,4 proc. mniejszy niż w poprzednich trzech miesiącach. Analitycy spodziewali się jednak spadku przekraczającego 12 proc. Danych dla Wysp Brytyjskich jeszcze nie ma. Ekonomiści nie spodziewają się jednak wiele dobrego – tam na problemy związane z koronawirusem (premier Boris Johnson zapowiedział przed weekendem, że znoszenie ograniczeń, które mają hamować pandemię, będzie spowolnione) nakłada się perspektywa definitywnego zerwania z Unią Europejską.

Giganci nie tracą

Koronawirusowe straty w amerykańskiej gospodarce (to siódmy odbiorca naszego eksportu) okazały się podobne, jak te w zachodnioeuropejskiej. Po opublikowaniu w czwartek danych o PKB USA w II kw. nagłówki tekstów w serwisach internetowych krzyczały o 33-proc. spadku. To jednak dane annualizowane, które – w uproszczeniu – pokazują, jaki byłby całoroczny wynik, gdyby wszystkie cztery kwartały były takie jak ostatni. W strefie euro tak zmodyfikowane dane pokazałyby ok. 40-proc. spadek PKB. W porównaniu z II kw. ub.r. tegoroczna wiosna przyniosła w Stanach Zjednoczonych spadek o niecałe 10 proc.
„Ten wynik odzwierciedlał spadki spożycia indywidualnego, eksportu, prywatnych inwestycji oraz wydatków władz lokalnych, które zostały częściowo zrównoważone przez wzrost wydatków rządu federalnego” – wskazał Departament Handlu, odpowiedzialny za statystykę PKB w USA.
Trudna sytuacja gospodarki nie przeszkadzała jednak dotąd inwestorom giełdowym. Standard&Poor’s 500, główny indeks nowojorskiej giełdy, odrobił całość pandemicznych strat i w piątek był na poziomie zbliżonym jak na początku roku. Skupiający spółki technologiczne indeks Nasdaq jest obecnie o 18 proc. wyżej niż na początku roku. Są w nim takie spółki, jak Facebook, Amazon, Google czy Apple. Wszystkie miały w II kw. wyniki znacznie lepsze od oczekiwań analityków.
Polskie wstępne dane o PKB za II kw. będą znane 14., a ostateczne 31 sierpnia. Fitch prognozował przed weekendem, że spadek wyniesie 6,1 proc. Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, pisał niedawno, że będzie to mniej niż 10 proc. na minusie.