- Jesteśmy wciąż postrzegani przez inwestorów jako bezpieczna przystań, w której warto zaparkować kapitał w czasie dużej zmienności - mówi Piotr Nowak, wiceminister finansów odpowiedzialny m.in. za zarządzanie długiem publicznym.
Ile musimy pożyczyć pieniędzy na rynku finansowym w tym roku?
Trudno jest w tej chwili podać precyzyjne szacunki w tym zakresie. Zgodnie z obecną ustawą budżetową to było około 142 mld zł potrzeb pożyczkowych brutto, czyli kwota obejmująca obligacje, które trzeba wykupić w tym roku oraz potrzeby netto budżetu środków europejskich. Z tej sumy sfinansowaliśmy już 87 proc. Teraz jednak musimy doliczyć nowe wydatki związane z tarczą antykryzysową i spadek dochodów budżetowych, którego skali nikt nie jest w stanie przewidzieć.
Rynek finansowy przewiduje, że nowe potrzeby pożyczkowe, które się pojawią przez epidemię koronawirusa, to 100–150 mld zł.
Jeśli policzymy, że zaplanowane w tarczy wydatki to 70–80 mld zł, a do tego dodamy niższe wpływy z różnych danin publicznoprawnych, to mówienie o potrzebie pożyczenia 100 mld zł wydaje się być obecnie racjonalne.
Jak będzie wyglądał proces finansowania?
Tak jak zwykle, czyli poprzez regularne aukcje obligacji. Najbliższa odbędzie się w czwartek. Do tego co poniedziałek zamierzamy przeprowadzać przetargi bonów skarbowych, czyli papierów o zapadalności do 52 tygodni. Ten instrument pozwala nam pokrywać potrzeby pożyczkowe w sytuacji dużej niepewności rynkowej, którą widzimy dzisiaj. Na takim niepewnym rynku część inwestorów z większą awersją do ryzyka preferuje pożyczanie na krótki okres. W tym tygodniu bony sprzedały nam się świetnie. Zaoferowaliśmy instrumenty 20- i 52-tygodniowe. W obu przypadkach chcieliśmy sprzedać inwestorom papiery za 1–2 mld zł, a popyt był znacznie wyższy. Przy krótszych bonach sięgnął 3 mld zł, a przy dłuższych niemal 6 mld zł.
Na jakich inwestorów liczycie najmocniej? Kto kupi te dziesiątki miliardów złotych nowego rządowego długu?
Na naszych aukcjach kupują je tzw. primary dealers (pierwotni dilerzy), czyli banki. One robią to na potrzeby własne lub klientów np. z TFI, funduszy zarządzających aktywami czy ubezpieczycieli. Zawsze kształtując podaż obligacji, wsłuchujemy się w potrzeby rynku, rozmawiamy z bankami o ich oczekiwaniach odnośnie typu papierów, jakie chcą kupić i wielkości emisji. Dlatego zakładamy, że sprzedaż będzie dotyczyła zarówno długu 2-,5-, jak i 10-letniego, a do tego dochodzą jeszcze bony. Nie będziemy nikogo zaskakiwali. Chcemy reagować elastycznie w odpowiedzi na popyt.
Czy Ministerstwo Finansów widzi jakiś gwałtowny odpływ inwestorów zagranicznych z Polski? Kraje rozwijające się, do których jesteśmy zaliczani, doświadczają takiej ucieczki kapitału.
W lutym, kiedy epidemia koronawirusa rozlewała się już po świecie, do nas kapitał zagraniczny wciąż napływał. W marcu widzimy niewielki odpływ, ale uwzględniając zawirowania na światowych rynkach oraz odpływy w zagranicznych funduszach inwestycyjnych z rynków wschodzących, sytuacja w Polsce jest relatywnie dobra. Zwrócę uwagę na wypowiedź Poula Thomsena, dyrektora departamentu europejskiego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Powiedział, że Polska ma odpowiednie bufory i amunicję, aby walczyć z tym kryzysem, który wywołała epidemia. Tego samego zdania jest agencja ratingowa Fitch, która w ostatni piątek podtrzymała ocenę wiarygodności kredytowej Polski. Jesteśmy wciąż postrzegani przez inwestorów jako bezpieczna przystań, w której warto zaparkować kapitał w czasie dużej zmienności. Zmniejszyliśmy bardzo mocno dług publiczny w relacji do PKB, obniżyliśmy też zadłużenie zagraniczne. Nasz bank centralny ma 110 mld euro rezerw walutowych. Do tego w budżecie państwa jest już około 70 mld zł poduszki płynnościowej. To wszystko powoduje, że obecna sytuacja zastała nas przygotowanymi.
No i do tego rząd może sobie finansować deficyt, sprzedając obligacje do państwowego BGK, a od niego odkupi już później na rynku wtórnym NBP. Czy to nie jest omijanie konstytucyjnego zakazu finansowania deficytu przez bank centralny?
Skup obligacji skarbowych na rynku wtórnym przez NBP to działanie, które ma przywrócić na nim płynność, zmniejszyć zmienność i ustabilizować. To się powoli dzieje i widzimy pozytywne efekty zastosowania przez bank centralny takiego niestandardowego instrumentu polityki monetarnej, który, co warto podkreślić, jest zgodny z polskim i europejskim prawem. NBP jest niezależny od rządu, nie informuje nas, jaka będzie wielkość skupu obligacji, a wiemy jedynie – tak samo jak rynek – jak będzie wyglądał kalendarz takich aukcji.
A co z BGK i wykorzystywaniem go przez rząd? Sprzedaliście mu obligacje aż za 10 mld zł.
BGK jak każdy inwestor ma prawo przyjść do ministra finansów i powiedzieć, że chce kupić papiery skarbowe poza regularnymi aukcjami. To jest wówczas emisja prywatna (private placement) i robiliśmy je już wielokrotnie, także na rynkach zagranicznych czy dla Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. BGK ma prawo zrobić z tymi obligacjami, co chce i nie wiem, czy ma taką pewność, że bank centralny je odkupi. Dlatego nie budowałbym wokół tego teorii spiskowej.
BGK podobnie jak minister finansów też będzie w najbliższych miesiącach finansował na rynku i zakłada się, że będzie chciał w ten sposób pożyczyć nawet 16 mld zł. Czy to nie będzie konkurencja dla rządowych planów?
BGK musi sobie zapewnić środki, bo w ramach tarczy antykryzysowej ma stworzyć fundusz wspierający płynność dużych firm i udzielać gwarancji dla małych i średnich. Zakładam, że na rynku będzie miejsce dla wszystkich, bo BGK zawsze jest podobnie postrzegany jak Polska, jeśli chodzi o emisje i ryzyko kredytowe. O popyt się nie martwię.
Premier Mateusz Morawiecki martwi się natomiast tym, że nie możemy się zapożyczyć zbyt mocno, bo monetyzacja długu osłabi naszą walutę.
Teoria ekonomiczna na to wskazuje, że im większa jest podaż danego pieniądza, tym większe może być jego osłabienie. Nad tym czuwa jednak nasz bank centralny. Zachowanie dolara, a nawet euro, świadczy jednak o tym, że mimo szeroko zakrojonych skupów aktywów przez Fed czy Europejski Bank Centralny waluty nie podlegają gwałtownej przecenie. Z punktu widzenia naszej gospodarki lekkie osłabienie złotego jest nawet pozytywne, bo podczas wychodzenia z kryzysu eksporterzy poprawią swoją rentowność. Ten bufor związany z posiadaniem własnej waluty świetnie zadziałał w kryzysie 2009 r.
Czyli MF nie przeszkadza ostatnie osłabienie złotego?
Nie, ale widać, że podobnie podchodzi do tego bank centralny. Funkcjonujemy z płynnym kursem walutowym, a wartość złotego ustalana jest rynkowo. NBP nie ma odgórnie ustalonego poziomu kursu złotego, a jego ewentualne interwencje służą redukowaniu nadmiernej zmienności. Bank centralny stabilizuje rynek, jeśli jest taka potrzeba, ale nie walczy z trendem na nim.
Co ze sprzedażą obligacji w euro czy dolarze? Są jakieś plany?
Zawsze mamy taką możliwość, ale obecnie widzimy problemy z płynnością na tych rynkach. Dotyczy to wszystkich emitentów, nawet najlepszych, którym są Niemcy. Z tego powodu EBC zwiększył skup obligacji skarbowych i dodaje, ze zrobi wszystko, co potrzebne do przywrócenia funkcjonowania rynku.
Jakie jest stanowisko Polski w sprawie koronaobligacji, o których mówi się obecnie coraz głośniej w UE? Miałyby pomóc finansować wydatki związane z walką z epidemią.
Nie zabieramy w tej sprawie głosu, bo to przede wszystkich instrument dla strefy euro. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić jego szybkiego powstania. Zazwyczaj negocjacje na poziomie Unii Europejskiej w takich sprawach trwają dwa–trzy lata. Więc nie sądzę, aby tutaj udało się wypracować rozwiązanie, które odpowie na dzisiejsze problemy. Poza tym istnieje Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, który daje finansowanie krajom Eurolandu niemającym dostępu do rynków finansowych. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, to należy wykorzystać ESM.
Czy Polska rozmawia z MFW o otwarciu jakiejś linii kredytowej, na wzór tej, którą dostaliśmy w kryzysie 2009 r.?
Nie prowadzimy takich rozmów, bo nie ma potrzeby sięgania po tego typu instrument finansowy, który jest dość kosztowny. On ma na celu stabilizacje waluty, gdy jest to konieczne i zapewnienie dostępu do finansowania potrzeb pożyczkowych budżetu. Jeśli chodzi o rząd, to nie ma problemu z finansowaniem rynkowym, o czym rozmawialiśmy wcześniej. W przypadku kursu walutowego NBP ma 110 mld euro rezerw walutowych. Polska posiada solidną amunicję, aby poradzić sobie z obecnym kryzysem, o czym mówił też przedstawiciel MFW oraz agencja ratingowa Fitch.
Ministerstwo Finansów odkryło część kart i pokazało, jak zamierza sfinansować walkę z szokiem gospodarczym wywołanym epidemią. Nowe wydatki związane ze wsparciem dla pracowników i pracodawców oraz straty w dochodach podatkowych będą wymagały pożyczania pieniędzy na rynkach. Resort na razie podał jedynie szczegóły tego, jak będzie pozyskiwał pieniądze w kwietniu. Na dwóch przetargach obligacji zamierza sprzedać papiery skarbowe o wartości, która powinna się zamknąć w przedziale 9‒17 mld zł. Ministerstwo wróciło też na stałe do emisji bonów skarbowych, czyli papierów o krótkiej zapadalności ‒ do jednego roku. Zamierza ich sprzedać za od 9 do 21 mld zł. To znaczy, że w sumie emisje nowego długu nie przekroczą 40 mld zł.
Rząd może zakładać, że popyt na papiery skarbowe dopisze, bo banki mogą liczyć, że obligacje kupione od Skarbu Państwa od nich z kolei odkupi Narodowy Bank Polski. Do tego do końca kwietnia uwolniona zostanie rezerwa obowiązkowa, jaką banki utrzymują w banku centralnym, a to zwiększy ich płynność i pozwoli na zakup papierów za kolejne 40 mld zł.