Koronawirus stał się lontem pod beczką prochu, a iskrą, która doprowadziła do wybuchu, jest wojna cenowa na rynku ropy. Inwestorzy panicznie pozbywają się akcji.
Bardzo rzadko zdarza się, aby nowojorska Wall Street zaczęła sesję od 7–8-proc. spadków najważniejszych indeksów. Niezmiernie rzadko bywa, by chwilę po otwarciu najważniejszej giełdy na świecie trzeba było wstrzymać na kwadrans jej notowania, bo spadki przekroczyły poziomy awaryjne, co groziło pogłębieniem kryzysu. W ten sposób trwająca niemal nieprzerwanie od 11 lat hossa zaczęła dobiegać końca.
– Zdaję sobie sprawę, że hossy nie umierają ze starości… ale jest dość oczywiste, że starzejące się hossy mają większą kruchość – mówił serwisowi MarketWatch Jonathan Treussard, partner w Research Affiliates.

Koronawirus straszy

Zapowiedź poniedziałkowego załamania rynków pojawiła się już w nocy z soboty na niedzielę. Znów dała o sobie znać obawa o epidemię koronawirusa. Włoski rząd wprowadził obowiązkową kwarantannę dla północnych regionów kraju. To najbardziej uprzemysłowiony obszar, wypracowujący około jednej trzeciej włoskiego PKB. Stało się jasne, że to, co do tej pory było jednym z czarnych scenariuszy – czyli widmo recesji w strefie euro – zaczyna nabierać realnego kształtu.
Z chwilą podpisania dekretu o kwarantannie przez premiera Giuseppe Conte było jasne, że giełdy zniosą to źle. Uspokoić mogłyby je jedynie jasne deklaracje ze strony polityków dotyczące wsparcia europejskiej gospodarki. Oczekiwanie na takich ruch jest powszechne.
Gita Gopinath, główna ekonomistka Międzynarodowego Funduszu Walutowego, napisała w poniedziałek, że koszty epidemii rosną zbyt szybko, więc osoby odpowiedzialne za politykę monetarną i fiskalną powinny jak najszybciej zacząć działać, by „pomóc konsumentom i przedsiębiorcom sprostać ekonomicznym skutkom epidemii”.
Według niej rządy powinny rozważyć nawet takie rozwiązania, jak: subsydiowanie wynagrodzeń, dotowanie firm czy ulgi podatkowe. Banki centralne muszą zaś zadbać o płynność banków komercyjnych i przedsiębiorstw.
Na jakiekolwiek decyzje – przynajmniej w strefie euro – trzeba będzie poczekać jeszcze przez kilka dni. W tym tygodniu zbierze się Europejski Bank Centralny, a w przyszłym – ministrowie finansów Unii Europejskiej. W tym drugim spotkaniu analitycy pokładają większe nadzieje – w skuteczność obniżki, i tak już bardzo niskich, stóp procentowych przez EBC mało kto wierzy.
O ile włoska kwarantanna stała się lontem pod beczką prochu, o tyle iskrą, która doprowadziła do wybuchu, jest wojna cenowa na rynku ropy między Rosją a Arabią Saudyjską. Sama próba sił pomiędzy naftowymi mocarstwami nie jest niczym nowym, ale efekt, jaki wywołała – głęboki, ponad 20-proc. spadek cen surowca w ciągu jednego dnia – był piorunujący.

Indeksy giełdowe nurkują

Najlepiej było widać to w USA, gdzie gwałtowna przecena akcji dotknęła firmy wydobywcze. Kurs Exonna spadł do poziomów nienotowanych od kryzysu z 2008 r.
Notowania w Europie też zaczęły się źle, od spadków sięgających 5–7 proc. Ogólnoeuropejski indeks Stoxx600 zaczął od 8-proc. dołka. Najgorzej było oczywiście we Włoszech, gdzie indeks największych spółek przez większość dnia spadał o 10 proc., a po otwarciu giełdy w USA pogłębił spadek do 12,5 proc. Na tej samej fali płynęła giełda w Warszawie, która otworzyła się na dużych minusach. WIG20 już na początku sesji zaliczył ponad 6-proc. stratę, a na informacje ze Stanów zareagował niemal 9-proc. spadkiem.
– Zmiany mamy bardzo duże i gwałtowne. Ale trzeba zwrócić uwagę, że o ile na zachodnich giełdach jest z czego spadać – giełda w Stanach kilka tygodni temu biła rekordy – o tyle u nas tak nie jest. Nie mieliśmy 11-letniej hossy. Ale w obecnych uwarunkowaniach to nie ma znaczenia, nikt się nie pochyla nad specyfiką poszczególnych regionów. Inwestorzy poruszają się stadnie – mówi Mateusz Sutowicz, ekonomista Banku Millennium.
Zwraca uwagę na to, co się dzieje na rynku długu. Tam kolejny dzień z rzędu obligacje większości krajów notują historycznie niskie rentowności. Dotyczy to również polskich papierów. W przypadku 10-letnich rentowność wczoraj spadła do 1,35 proc. To dla rozgrzanego kapitału bezpieczna przystań: aktywo, które może daje potencjalnie niższy zwrot, ale przynajmniej ma rządowe gwarancje.
– Do tego dochodzi gra pod globalne łagodzenie polityki pieniężnej. W Polsce również oczekiwania na obniżki stóp przybrały na sile. Bo skoro ropa tak szybko i gwałtownie tanieje, to za chwilę przeszkoda dla obniżek, czyli wysoka inflacja, zniknie – uważa Sutowicz. Według niego w tej chwili rynek spodziewa się, że stopy zostaną ścięte o 100 pkt bazowych.
– Nie oczekiwałbym jakiejś większej zmiany nastrojów w kolejnych dniach. Może już spadki nie będą tak gwałtowne, ale kierunek będzie ten sam – dodaje ekonomista.
6,4 proc. tyle spadał WIG-20 na otwarciu sesji w Warszawie
8,1 proc. spadek indeksu S&P500 na otwarciu sesji w USA
4,07 zł kurs franka szwajcarskiego wczoraj po południu