Nie tylko komercyjne instytucje widzą potrzebę walki ze zmianami klimatycznymi. Banki centralne pragną być forpocztą zielonej rewolucji.
okładka magazyn 20 września 2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Co łączy Jarosława Kaczyńskiego, Leszka Balcerowicza, Romana Giertycha, Andrzeja Dudę, Ryszarda Petru i Zbigniewa Ziobrę? Nie, nie tylko to, że byli i wciąż są politykami. Wspólne dla nich wszystkich jest podejście do klimatu.
Trudno zgadnąć, czy nadal podpisaliby się pod własnymi stwierdzeniami z przeszłości, ale nie zmienią tego, że do globalnego ocieplenia, jego przyczyn oraz konsekwencji podchodzili – mówiąc delikatnie – sceptycznie. Kaczyński uważał, że emisje CO2 nie mają znaczenia dla Ziemi. Balcerowicz stwierdził, że ocieplenie nie niesie zagrożenia dla Polski. Giertych chciał je współfinansować, bo marzą mu się w Polsce palmy oraz winorośle. Dudę i Petru połączyło pomylenie pogody oraz klimatu: pierwszego szlag trafiał, gdy patrzył za okno i widział śnieg, drugiego – gdy odczytywał z termometru, że jest minus 17 stopni. Ale na nagrodę złotoustego najbardziej zasłużył Ziobro, który zasłynął zdaniem, że „dwutlenek węgla nie może być szkodliwy, skoro spożywamy go w napojach gazowanych”. Portal Nauka o klimacie i jego konkurs na klimatyczną bzdurę roku mógłby uwzględnić przemyślenia każdego z nich.

Ciepło, cieplej, gorąco

Trudno się dziś przyznać do negacjonizmu klimatycznego i stanąć w jednym szeregu z antyszczepionkowcami czy płaskoziemcami. A szczególnie gdy tematem globalnego ocieplenia zaczęły zajmować się najpotężniejsze instytucje finansowe świata – banki centralne. Ich szefowie uważnie wczytują się w raporty Międzyrządowego zespołu ds. zmian klimatu (IPCC) – eksperci ONZ ostrzegają, że jeśli średnia globalna temperatura podniesie się o 1,5 st. C lub, w najczarniejszym scenariuszu, 2 st. C – powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej, to konsekwencje dla Ziemi mogą być katastrofalne i odczuwalne już za dwie dekady.
Awangardą rewolucji stał się Bank of England (BoE), kierowany przez Kanadyjczyka Marka Carneya. Pod jego rządami Bank of Canada, którym kierował przed objęciem stanowsika w BoE, w corocznym raporcie na temat rodzimego systemu finansowego zaczął uwzględniać ryzyka związane z globalnym ociepleniem. Tym bardziej że ma ono uderzyć w Kanadę szczególnie mocno. Tą samą drogą poszedł BoE, który też zaczął analizować wpływ zmian klimatycznych na biznes ubezpieczeniowy i bankowy.
Ale polityka klimatyczna na dobre wkroczyła do bankowości centralnej podczas wystąpienia Carneya w Lloyd’s of London. – Nie potrzebujemy armii aktuariuszy, aby przewidzieć, że katastrofalne skutki zmian będą odczuwalne poza tradycyjnymi horyzontami większości działających dzisiaj podmiotów, obciążając przyszłe pokolenia kosztami, których obecna generacja nie chce zmniejszyć – mówił niemal równo cztery lata temu. Tych słów słuchali topowi menedżerowie i inwestorzy, którzy pamiętali rok 2012, gdy huragan Sandy, który uderzył w Dolny Manhattan, przerwał pracę Wall Street. Właśnie wtedy powstały symboliczne zdjęcia serca globalnych finansów spowitego ciemnościami z jasno świecącą wieżą, siedzibą jednego z największych banków inwestycyjnych świata – Goldman Sachs. Carney spędził w nim 15 lat.
Anegdotę związaną z nowojorskim black outem przytacza także Adam Tooze, profesor historii z Uniwersytetu Columbia, uznany badacz Wielkiej Recesji. W opublikowanym w „Foreign Policy” artykule „Kto uratuje planetę? Dlaczego banki centralne muszą się zaangażować w walkę z globalnym ociepleniem” zwraca uwagę, że dzisiejsze centra finansowe są położone w historycznych miastach portowych – to Nowy Jork, Londyn, Hongkong, Singapur czy Szanghaj – a tym samym wraz z ociepleniem będą narażone na powodzie. „Jednak wyzwanie, jakie stanowi zmiana klimatu, jest nie tyle fizyczne, ile związane z ryzykiem systemowym. Bankierzy centralni (…) zaczynają się martwić, że zmiany klimatu mogą wywołać kryzys finansowy” – pisze.
Dlatego Carney, przemawiając w budynku Lloyd’s, który od Tamizy dzieli ledwie 800 m, zwracał uwagę słuchaczy na to, że obecny system finansowy wciąż nie bierze pod uwagę nadciągającego zagrożenia, jakim jest katastrofa klimatyczna. Bierność nazwał „tragedią horyzontu”. – Horyzont polityki pieniężnej to dwa–trzy lata. Dla stabilności finansowej jest on nieco dłuższy, trwa do granic cyklu kredytowego, około dekady. Innymi słowy, gdy zmiany klimatu staną się decydującym zagadnieniem stabilności finansowej, może być za późno. (…) Połączenie ciężaru dowodów naukowych i dynamiki systemu finansowego sugeruje, że zmiany klimatu zagrożą stabilności finansowej i długoterminowemu dobrobytowi – podkreślał prezes BoE.
Dwa lata później Bank of England zaczął prognozować ryzyka klimatyczne dla sektora finansowego. To z Banku Anglii wyszły także wytyczne nadzorcze dla menedżerów wyższego szczebla w instytucjach finansowych, aby odpowiedzialniej podchodzili do kwestii zmian klimatycznych. To Carney wreszcie stanął na czele inicjatywy banków centralnych, organów nadzoru i regulatorów rynków, która w 2017 r. zaowocowała powstaniem Network for Greening the Financial System (NGFS).
Należy do niej 36 członków i ośmiu obserwatorów z pięciu kontynentów, m.in. Bank Anglii, Bank Holandii, Bank Francji, Ludowy Bank Chin czy Bundesbank. Brakuje tam amerykańskiego Fed oraz choćby NBP. Bank centralny Stanów Zjednoczonych może dołączyć do inicjatywy w każdej chwili, w polskim przypadku, przynajmniej na razie, okienko członkowskie wydaje się być zamknięte. Unijna reprezentacja w NGFS jest już duża, a dla popularyzacji idei ważniejsze jest zaangażowanie się w projekt banków centralnych z krajów rozwijających się, ale niekoniecznie ze Starego Kontynentu. A już szczególnie takich, które nie przykładają się zbyt mocno do myślenia o przyszłości klimatycznej.
Fedu to zastrzeżenie nie dotyczy, bo choć jego szef Jerome Powell nie zaangażował się w paryskie porozumienie klimatyczne z 2015 r., to zauważa on rosnącą globalną temperaturę, a wyraz temu m.in. dał, odpowiadając na list wysłany do niego przez demokratycznego senator z Hawajów Briana Schatza. Zapewnił w nim, że Rezerwa Federalna „podejmuje kroki w celu przygotowania amerykańskiego systemu finansowego na skutki zmian klimatu” i „korzysta ze swojej wiedzy i narzędzi, aby przygotować instytucje finansowe na trudne «warunki pogodowe»”.
Dwa miesiące przed deklaracją Powella Mark Carney i prezes Banku Francji przedstawili w liście otwartym zagrożenia, jakie niesie ze sobą zmiana klimatu. „Jeśli niektóre firmy i branże nie dostosują się do tego nowego świata, nie będą mogły istnieć” – napisali. Ten list był wstępem do spotkania NGFS wiosną tego roku. Inicjatywa wprost wskazuje, że ryzyka są trzy: fizyczne, przejścia i odpowiedzialności. Pierwsze oznacza problemy spowodowane coraz częstszymi zdarzeniami związanymi z klimatem i pogodą – jak susze czy huragany. Drugie związane jest z odchodzeniem przedsiębiorstw w sposób nagły i chaotyczny od technologii zużywających np. dużo węgla, co może uderzyć w modele biznesowe i wyceny aktywów. Trzecie zagrożenie związane jest z tym, że ludzie czy firmy będą się domagali odszkodowania za straty poniesione z tytułu ryzyka fizycznego lub przejściowego, a to oznacza ogromny cios w ubezpieczycieli.

Nasza chata z kraja

Choć zagrożenia klimatyczne wydają się dzisiaj być już czymś oczywistym, a w Polsce prywatne banki zaczynają się z nimi mierzyć, m.in. ograniczając finansowanie dla energetyki węglowej i wspierając rozwój odnawialnych źródeł energii, to ocieplenie klimatu nie znalazło się w centrum zainteresowania decydentów. – A przecież ani nasza gospodarka, ani nasz system finansowy nie są w globalnej gospodarce izolowaną wyspą – mówi były wiceminister finansów i główny ekonomista Ministerstwa Finansów Ludwik Kotecki, który dziś jest zaangażowany w zielone finansowanie.
Duży oddźwięk zyskują u nas takie opracowania, jak to Komisji Europejskiej, która ocenia, że rolnictwo na Starym Kontynencie może nawet zyskać na tym, że średnia temperatura w perspektywie najbliższych lat wzrośnie. Beneficjentami tego stanu rzeczy mają stać się m.in. Polska, Niemcy i Wielka Brytania. Klimatyczni denialiści znad Wisły oczami wyobraźni widzą, jak sady są wypierane przez gaje oliwne i cytrusowe, a uprawy gryki – przez shiraz. Tyle że koncentrowanie się na małym i coraz mniej znaczącym w naszej gospodarce wycinku, jakim jest produkcja rolna, pokazuje, jak bardzo ograniczony jest horyzont postrzegania wyzwań.
Na tę krótkowzroczność także zwraca uwagę Jakub Olipra, ekonomista banku Credit Agricole. „Choć polskie rolnictwo może w kolejnych latach stać się jednym z największych beneficjentów globalnego ocieplenia, należy pamiętać, że lista krajów, w których dojdzie do znaczącego pogorszenia warunków do produkcji rolnej, jest o wiele dłuższa. Co więcej, uderzą one szczególnie w kraje Południa, które charakteryzują się niższym poziomem zamożności, przez co mają mniejsze możliwości przeciwdziałania negatywnym skutkom globalnego ocieplenia. W konsekwencji zmiany klimatyczne mogą nasilić problem głodu na świecie” – pisze w artykule opublikowanym w serwisie Obserwator Finansowy (OF). Studzi też optymizm: „Jednocześnie skutki globalnego ocieplenia nie ograniczają się jedynie do rolnictwa, lecz dotyczą również innych ważnych obszarów życia człowieka. Podnoszący się poziom wód w wyniku topniejących lodowców może wkrótce stać się przyczyną masowych migracji na świecie z obszarów przybrzeżnych w głąb lądu. Co więcej, rosnące przeciętne temperatury będą miały niekorzystny wpływ na komfort życia w wielu regionach, oddziałując w kierunku wzrostu śmiertelności. Wskazuje to na potrzebę intensyfikacji działań na rzecz ograniczenia ocieplenia klimatu”.
Tymczasem szefostwo NBP nie zaprząta sobie głowy modelowaniem przyszłych zmian klimatycznych i tego, jak wpłyną one na nasz system finansowy. Jeśli to zaś robi, to bardzo wiele wysiłku wkłada w to, aby nikt wyników tych badań i analiz nie poznał. Nawet zorganizowana we współpracy z Instytutem Bruegla, ekonomicznym think tankiem, w ostatni poniedziałek konferencja, odbyła się za zamkniętymi drzwiami, a można się dowiedzieć o niej od brukselskiej instytucji. Na jej stronie jest opublikowana agenda wydarzenia, z której wynika, że w dwóch panelach dyskusyjnych nie wzięli udziału przedstawiciele naszego banku centralnego, a pokonferencyjne wnioski jedynie zebrał i przedstawił członek zarządu NBP Paweł Samecki.
– Istnieje bardzo duża luka wiedzy, metodologii, specjalistów czy odpowiednich danych statystycznych, które są konieczne do analizy wpływu zmian klimatu na system finansowy. To jest nowa dziedzina wiedzy. NGFS od ponad półtora roku o tych kwestiach dyskutuje, dzieli się wiedzą, uzgadnia, jak do pewnych kwestii podchodzić. Nie ma innego forum, podręcznika czy bazy wiedzy, z której można skorzystać. Do tej sieci należą już wszystkie liczące się europejskie banki centralne i instytucje. W NGFS aktywne powinny być obie polskie instytucje nadzorujące sektor finansowy: UKNF – odpowiedzialny za nadzór mikroostrożnościowy, oraz NBP – odpowiedzialny za nadzór makroostrożnościowy i inflację – podkreśla Kotecki.
Światełkiem w ciemnym tunelu ignorowania zmian klimatycznych przez polski bank centralny są jednostkowe przypadki wskazujące, że ktoś jednak zauważa globalną debatę na temat ocieplenia. „Myślenie na temat zmian klimatu ewoluowało w ciągu ostatnich lat. Obecnie uważa się, że ryzyko związane ze zmianą klimatu stanowi wyjątkowe zagrożenie dla firm i może wykraczać poza standardowe horyzonty planowania biznesowego. Wpływ ten może być odczuwany zarówno fizycznie, jak i poprzez przejście do gospodarki niskoemisyjnej, która może zaburzyć modele biznesowe w związku ze zmianami technologicznymi i politycznymi” – pisze Milena Kabza z Departamentu Stabilności Finansowej NBP w artykule dla OF, i podkreśla, że ryzyko związane ze zmianami klimatu ma daleko idące rozmiary i zasięg, wpływając na wiele firm i obszarów geograficznych. „Ponadto dotyczy długiego horyzontu czasowego, co może zniechęcać do działań tu i teraz. Mimo to coraz więcej instytucji odczuwa potrzebę wczesnej interwencji mającej na celu złagodzenie przyszłych skutków finansowych zmian klimatycznych i wspieranie płynnej transformacji do bardziej zrównoważonego modelu funkcjonowania gospodarczego” – dodaje. Nie znajdziemy jednak w jej artykule odpowiedzi na pytanie, czy NBP odczuwa potrzebę „wczesnej interwencji”.
Dowiemy się zaś, że na Zachodzie bankowość centralna jest już w ten proces zaangażowana. Obok prymusa, czyli Banku Anglii, jego holenderski odpowiednik zbadał ekspozycję tamtejszego systemu finansowego na sektory produkujące duże ilości dwutlenku węgla i potencjalne straty związane z wydarzeniami związanymi z klimatem. Kabza zwraca też uwagę, że Holendrzy i Francuzi już teraz uwzględniają zagrożenia finansowe związane z klimatem w swoich operacjach, stosując kryteria środowiskowe, społeczne i dotyczące zarządzania (ESG) dla własnych inwestycji.
Adam Tooze przypomina połowę 2012 r. i kryzys finansowy, który mógł zagrozić istnieniu wspólnej europejskiej waluty. Uważa, że jeśli bankierzy centralni potrzebują inspiracji do działania, to powinni pamiętać o interwencji, jaką przeprowadził wtedy odchodzący właśnie prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi. Nie mówił o przepisach czy ryzyku, tylko oznajmił: „W ramach naszego mandatu EBC jest gotów zrobić wszystko, aby zachować euro. I uwierzcie mi, to wystarczy”. Rynki finansowe były spanikowane – zwraca uwagę naukowiec z Uniwersytetu Columbia – zaś słowa Draghiego odniosły natychmiastowy, niemal magiczny efekt, przywracając zaufanie wśród inwestorów. „Dekarbonizacja jest znacznie bardziej złożonym problemem technicznym, ekonomicznym i społecznym. Aby przystąpić do jego rozwiązania, musimy zmobilizować wszystkie zasoby, jakie możemy zgromadzić. Podstawową odpowiedzialnością banków centralnych jest dopilnowanie, aby pieniądze nie przeszkadzały” – pisze Tooze w „Foreign Policy”.
Świat bankierów centralnych staje się coraz bardziej zielony. Zielony to barwa naszego NBP. Na razie jednak jego warszawska centrala, odmalowana na czarny kolor, wciąż bardziej kojarzy się z węglowym DNA Polski.
Do Network for Greening the Financial System należy 36 członków i ośmiu obserwatorów z pięciu kontynentów, m.in. Bank Anglii, Bank Holandii, Bank Francji, Ludowy Bank Chin czy Bundesbank. Brakuje tam amerykańskiego Fed oraz choćby NBP