Najpierw EBC, a po nim amerykański Fed zasugerowały, że do końca ery taniego pieniądza daleko. Boją się spowolnienia.
Na globalnych rynkach finansowych to był udany tydzień. Standard&Poor’s 500, najważniejszy indeks giełdy nowojorskiej, znalazł się na najwyższym poziomie w historii. Od początku roku urósł o prawie 18 proc. Niemiecki DAX do osiągnięcia rekordu z 2017 r. potrzebowałby wzrostu o ok. 5 proc. Ale i on od stycznia zwiększył wartość o prawie 17 proc. Tyle samo, co francuski CAC 40, choć ten ostatni miał falę zwyżek na początku roku, później znacząco spadał, a teraz znów idzie w górę.
Drożeją również obligacje. Rentowność 10-letnich papierów amerykańskich spadła w ostatnich dniach w okolice 2 proc. Jest najniższej od jesieni 2017 r., a jeszcze pod koniec ub.r. przekraczała 3 proc. Spadek rentowności oznacza wzrost cen papierów dłużnych. 10-letnie obligacje rządu Niemiec mają rentowność ujemną, co oznacza, że nabywcy zgadzają się dopłacić za „przywilej” posiadania takich papierów. Dochodowość wynosi -0,3 proc. Podobne papiery francuskie mają rentowność na poziomie 0,01 proc. Rok temu wynosiła ona 0,7 proc., a miesiąc temu 0,3 proc.
Sytuacji na rynkach finansowych sprzyjają deklaracje banków centralnych. W miniony wtorek Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, zadeklarował, że jeśli będzie taka potrzeba, to EBC może zdecydować się na obniżki stóp procentowych lub też na kolejny program skupu aktywów. Może do tego dojść, jeśli inflacja nadal będzie poniżej celu europejskiego banku lub też jeśli pojawiać się będą dalsze sygnały wyraźnego spowolnienia gospodarczego w krajach unii walutowej.
Celem EBC jest roczna inflacja blisko, ale poniżej 2 proc. W kwietniu wzrost cen wynosił 1,7 proc., lecz już w kolejnym miesiącu spowolnił do 1,2 proc. Takie samo było w ostatnich dwóch kwartałach realne tempo wzrostu gospodarczego. PKB rośnie najwolniej od 2014 r.
Draghi za kilka miesięcy kończy pracę w EBC, ale trudno się spodziewać, by jego następca prowadził całkiem odmienną politykę. W czerwcu bank z siedzibą we Frankfurcie złagodził wcześniejsze zapowiedzi, że pierwsza podwyżka stóp procentowych nie nastąpi do końca br. Teraz jest mowa o połowie 2020 r.
Zapowiedzi Maria Draghiego miały wpływ nie tylko na ceny akcji czy dochodowość obligacji, lecz przede wszystkim na notowania euro. Przed wystąpieniem szefa EBC kosztowało ono nieco ponad 1,124 dol. Niedługo potem już tylko 1,118 dol. Łagodzenie polityki pieniężnej skutkuje spadkiem kursu walutowego, co sprzyja eksportowi danego kraju, ale uderza w jego partnerów handlowych. I jako takie uderzenie wypowiedź prezesa EBC przyjął Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych. Uznał, że to nieuczciwa konkurencja w stosunku do USA. „Uchodzi im to od lat, razem z Chinami i innymi” – napisał na Twitterze Trump. Draghi musiał tłumaczyć, że jego bank nie stara się o żaden konkretny kurs euro, co miałoby wspierać europejskie firmy.
Kolejnego dnia kończyło się czerwcowe posiedzenie Federalnego Komitetu ds. Operacji Otwartego Rynku (FOMC) amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Po kryzysie Fed dokonał już serii podwyżek stóp procentowych. Jeszcze kilka miesięcy temu zapowiadał, że nadal będzie zwiększał koszt pieniądza. Ale obawy o kondycję gospodarki USA, m.in. z powodu wojen handlowych, oraz fakt, że i w Ameryce inflacja jest poniżej celu banku centralnego (tam wynosi on 2 proc.), sprawiły, że teraz deklaracje są nieco inne. Już na czerwcowym posiedzeniu jeden z członków FOMC chciał obniżyć stopy. Część analityków spodziewa się, że do obniżki może dojść na kolejnym posiedzeniu – w lipcu. Na razie komitet jest podzielony co do możliwości obniżki stóp w tym roku (wiemy to dzięki tzw. wykresowi kropkowemu, gdzie każdy z członków wskazuje oczekiwany przez siebie poziom stóp na koniec najbliższych dwóch lat i w dłuższej perspektywie), ale w przyszłym widzi już raczej łagodzenie polityki pieniężnej.
Efektem posiedzenia FOMC był z kolei spadek notowań dolara. Kurs euro doszedł do 1,1375 dol. Donald Trump nie miał powodów do narzekań.