Strefa euro i USA wycofują się z zapowiadanych podwyżek stóp. To obrona przed spodziewaną recesją.
Jeszcze pod koniec 2018 r. zapowiedzi dwóch najważniejszych banków centralnych świata nie były kwestionowane. Amerykański Fed planował na rok 2019 kolejne dwie podwyżki, a Europejski Bank Centralny sugerował, że stopy procentowe w strefie euro pierwszy raz po kilkuletniej przerwie pójdą w górę pod koniec roku. Dziś te zapowiedzi są już nieaktualne, a to oznacza najpoważniejszy od lat zwrot w światowej polityce pieniężnej. Można go traktować jak obronę przed możliwą recesją.
W ostatnich dniach główny ekonomista EBC Peter Praet powiedział, że bank będzie mógł zmienić oficjalną prognozę dotyczącą stóp procentowych, jeśli dojdzie do poważniejszego spowolnienia gospodarczego. I dał do zrozumienia, że to prawdopodobne, zauważając, że spowolnienie w strefie euro jest bardziej trwałe, niż zakładano. Praet dodał, że zmianie prognoz (tzw. forward guidance) mogą towarzyszyć inne działania, co można odczytywać jako sugestię powrotu do skupu obligacji z rynku. Obecna wykładnia EBC mówi, że stopy pozostaną bez zmian co najmniej do końca lata 2019 r. Kilka miesięcy temu interpretowano to jako zapowiedź pierwszej podwyżki w ostatnim kwartale tego roku, ale dziś nikt już tego nie zakłada, EBC zapewne nie zdąży podnieść stóp ani razu i będzie musiał czekać z tym na kolejne ożywienie gospodarcze. Czyli nie wiadomo jak długo.
PORÓWNANIE POZIOMU GŁÓWNYCH STÓP PROCENTOWYCH W BANKACH CENTRALNYCH / DGP
Z kolei sprawozdanie z ostatniego posiedzenia amerykańskiego Fedu ujawnia, że większość członków Federalnego Komitetu Otwartego Rynku nie wie, co dalej robić ze stopami. Takie stwierdzenie samo w sobie oznacza unieważnienie planu, o którym wspominano jeszcze w grudniu, zakładającego dwie podwyżki stóp w USA w tym roku.
Amerykański bank centralny postanowił też, że proces zmniejszania bilansu Fed zakończy się już w tym roku, znacznie wcześniej, niż sądzono. Nie uda się więc odwrócić efektów kilkuletniego skupu obligacji nazywanego „dodrukiem pieniądza”. Fed zamierzał je „oddrukować”, ale właśnie wycofuje się także z tych planów. Uznał, że to też może zaszkodzić gospodarce.
Banki centralne przyjęły do wiadomości, że dobry moment na podnoszenie stóp, a co za tym idzie – normalizację polityki monetarnej już minął. Gdy w 2008 r. po bankructwie Lehman Brothers obniżano je do rekordowo niskich poziomów, zakładano, że to środek nadzwyczajny i tymczasowy. Jako pierwszy próbował wrócić do normalności EBC, podnosząc stopy w 2011 r., ale przyczynił się dzięki temu do recesji w Europie i rok później musiał wycofać się z podwyżek. Co więcej, w kolejnych latach przeprowadził sześć kolejnych obniżek i doszedł do poziomu zero w 2016 r.
Amerykanie poczekali dłużej i zaczęli podwyżki trzy lata temu. Długo przygotowywany i bardzo ostrożny proces szedł dobrze do momentu, w którym prezydent Donald Trump zniszczył nastroje w globalnej gospodarce swoimi groźbami rozpętania wojen handlowych. Po kilku miesiącach zwiększonej niepewności, której przedsiębiorcy nie znoszą, stało się jasne, że świat stoi przed kolejnym poważnym spowolnieniem. A skoro tak, to podwyżki stóp stają się zabiegiem ryzykownym, bo mogą popchnąć osłabioną gospodarkę w stronę recesji. Dokładnie w ten sam sposób, w jaki w 2011 r. EBC popchnął w stronę recesji strefę euro.
To, czy banki centralne się zreflektują i będą w stanie wycofać się z wcześniejszych zapowiedzi, czy jednak będą szły w zaparte, było kluczowym pytaniem i poważnym źródłem obaw pod koniec ubiegłego roku, a efektem tych obaw były spadki na światowych giełdach. Dziś mamy już odpowiedź na to pytanie.
Coś, co 10 lat temu miało być tymczasową receptą na globalny kryzys finansowy, nadal obowiązuje i będzie obowiązywać. W obliczu nadchodzącego spowolnienia pieniądz na świecie nadal będzie bardzo tani. W Europie rekordowo tani, a w USA mimo dziewięciu podwyżek w ciągu ostatnich trzech lat i tak znacznie tańszy niż przed bankructwem Lehman Brothers – w 2007 r. główna stopa procentowa Fed wynosiła 5 proc., a teraz 2,5 proc.
To, co dzieje się w polityce pieniężnej w Ameryce i strefie euro, będzie mieć konsekwencje dla nas w Polsce. Każdy, kto śledzi działania (a raczej ich brak) Rady Polityki Pieniężnej, wie, że u nas nikt żadnych podwyżek nie planował, nie musimy się więc z żadnych zapowiedzi wycofywać. Ale też z drugiej strony prezes NBP Adam Glapiński wielokrotnie mówił o tym, że bardzo ważne dla naszej polityki monetarnej będzie to, jak będzie zmieniać się polityka EBC. Można to było odczytywać w ten sposób: jeśli cokolwiek ma nas skłonić do ewentualnego podnoszenia stóp procentowych w Polsce, to najpewniej będzie to wcześniejsza podwyżka w strefie euro. Zmiany w polityce Europejskiego Banku Centralnego polegające na wycofywaniu się z dotychczasowych prognoz oznaczają więc automatycznie mniejsze prawdopodobieństwo zmian w polityce NBP.
Z kolei dla posiadaczy kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich duże znaczenie ma to, że szefowie szwajcarskiego banku centralnego wielokrotnie jasno i wyraźnie deklarowali, że oni też ze swoimi ruchami będą czekać na Frankfurt i ustąpią miejsca EBC. Brak podwyżek stóp w strefie euro oznacza więc także wydłużenie okresu obowiązywania ujemnych stóp procentowych w Szwajcarii.
Można by się z tego wszystkiego cieszyć (zwłaszcza jeśli ktoś jest obciążony kredytem), ale satysfakcję psuje świadomość przyczyny tych wszystkich zmian. To reakcja na zagrożenie, że generalnie w gospodarce światowej może być gorzej, a nie lepiej.