Spadek liczby aktywnych klientów o jedną piątą, a obrotów nawet o połowę – brokerzy liczą straty.
Skutki ograniczenia wielkości lewara na przykładzie wyników jednego z największych brokerów FX, firmy IC Group / DGP
Chodzi o interwencję produktową Europejskiego Urzędu Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA). Od 1 sierpnia 2018 r. na terenie UE nie można stosować dźwigni większej niż 1 do 30 dla kontraktów na pary głównych walut (na przykład euro–dolar, czy euro–funt) oraz 1 do 20 w przypadku par walutowych innych niż główne, złota i głównych indeksów giełdowych.
Dźwignia to mechanizm pozwalający inwestorowi przeprowadzać transakcje przy zaangażowaniu niewielkiego kapitału. Wpłata depozytu zabezpieczającego pozwala handlować kontraktami o wartości wielokrotnie większej, np. przy dźwigni 1 do 100 przy wpłacie rzędu 1 tys. zł na depozyt można było kupić kontrakt o wartości 100 tys. zł. Pozwala to na szybkie osiąganie wysokich stóp zwrotu. Ale jeśli kupiony kontrakt zacząłby tanieć, to inwestor może szybko stracić to, co zainwestował, a nawet dopłacić.
Przed kumulowaniem strat miała inwestorów chronić interwencja produktowa ESMA. Nadzór właśnie wydłużył jej działanie do końca kwietnia tego roku. A brokerzy załamują ręce, bo ograniczenie dźwigni wprost uderza w ich biznes. Wielkość ich przychodów zależy od wielkości przeprowadzanych transakcji. Tymczasem obroty wyraźnie spadły.
– Od sierpnia do końca grudnia 2018 r. spadek liczby aktywnych klientów w krajowych domach maklerskich wyniósł od 15 do 27 proc. Średnio ich liczba zmniejszyła się o 20 proc. W wielkości obrotów nastąpiło tąpnięcie, w tych pierwszych miesiącach po interwencji ESMA spadek wynosił blisko 50 proc. – wylicza Marek Wołos, ekspert Izby Domów Maklerskich ds. rynków OTC (czyli rynków nieregulowanych).
Klientom trudniej będzie dochodzić roszczeń od spółek zagranicznych
Wołos dodaje, że realizuje się czarny scenariusz, w którym beneficjentami interwencji nadzoru są brokerzy działający poza jego jurysdykcją. – Firmy z Australii i Szwajcarii notują dynamiczne wzrosty. Dzieje się to, co zapowiadała krajowa branża: wykorzystanie arbitrażu regulacyjnego przez firmy inwestycyjne spoza UE – mówi.
W podobnym tonie wypowiada się Filip Kaczmarzyk, członek zarządu X-Trade Brokers, jednego z największych podmiotów sektora działających w Polsce. – Dane Finance Magnates opublikowane za III kwartał 2018 r. pokazują, że wprowadzenie regulacji ESMA spowodowało spadek liczby klientów aktywnych wśród brokerów unijnych oraz wzrost obrotów brokerów spoza Unii – ocenia. Według niego wiąże się to z ryzykiem dla klientów: trudniej dochodzić im będzie swoich roszczeń od spó łek zagranicznych, a szczególnie nieregulowanych.
– W naszej ocenie rodzi to istotny problem, z którym w dłuższym okresie będą zmuszeni mierzyć się lokalni regulatorzy. To do nich zwracać będą się klienci, którzy obecnie nie zdają sobie sprawy z ryzyka związanego ze wspomnianym arbitrażem regulacyjnym – podkreśla z kolei Marcin Niewiadomski, prezes zarządu TMS Brokers. Jego firma również zauważa spadek aktywności klientów, a główny problem to jego zdaniem właśnie arbitraż regulacyjny.
Przedstawiciele krajowej branży odsyłają do raportów globalnych firm, działających na wielu rynkach, takich jak IG Group. W drugiej połowie ubiegłego roku IG Group zanotowała duży, 15-proc. spadek liczby klientów w Wielkiej Brytanii i w krajach UE i 18-proc. spadek przychodów. Ale jednocześnie o 9 proc. zwiększyły się przychody na rynkach poza jurysdykcją ESMA.
Kamil Maliszewski, wicedyrektor ds. sprzedaży, departament rynków nieregulowanych w DM mBank, ocenia, że o ile rzeczywiście wolumen obrotu na początku interwencji ESMA wyraźnie spadł w całej branży, to odpływ klientów nie był równomierny u wszystkich brokerów. – Inwestorzy z większym kapitałem nie chcą np. mieć trudniejszego dostępu do swoich środków i mają obawy związane z rozstrzyganiem potencjalnych sporów za granicą. Co innego ci, którzy inwestują mniejsze kwoty – uważa.
Według niego to klienci wykonujący dużą liczbę transakcji w oparciu o szeroką wiedzę i przyjęte strategie. – Dla nich wysokość lewara ma duże znaczenie. I ci szukali możliwości utrzymania dźwigni za granicą w pierwszej kolejności – mówi.
Marek Wołos uważa, że z polskiego rynku ucieka najbardziej aktywny klient. – Inwestor doświadczony, świadomy, akceptujący podwyższone ryzyko w zamian za możliwość osiągnięcia wysokich zysków. Szuka wysokich dźwigni, bo pozwalają mu one przeprowadzać transakcje przy zaangażowaniu niewielkiego kapitału. Tego typu klienci nie są w stanie skalibrować swoich strategii do wymogów narzuconych przez ESMA – uważa ekspert IDM.