Dla firm takich jak Orlen i Lotos obecne otoczenie jest korzystne. Niskie ceny surowca na światowych rynkach często oznaczają wyższe marże rafineryjne – tłumaczy Dmitrij Marinczenko.
Dmitrij Marinczenko, dyrektor ds. ropy i gazu w Fitch Ratings w Londynie fot. materiały prasowe / DGP
Ceny ropy nie wzrosły znacząco po ubiegłotygodniowym posiedzeniu OPEC – organizacji skupiającej największych producentów ropy oraz strony rosyjskiej, chociaż kraje kartelu zdecydowały się ograniczyć wydobycie surowca. Dlaczego?
Tym razem krajom OPEC i Rosji trudno było osiągnąć kompromis, więc reakcja rynku została osłabiona. Umowa (dotycząca zmniejszenia produkcji – red.) ma zostać poddana przeglądowi w kwietniu przyszłego roku. Trudne negocjacje pokazują, że nie ma gwarancji, iż będzie kontynuowana. Nie jest również jasne, czy producenci ropy będą postępować zgodnie z ustaleniami ze szczytu. To sprawia, że uczestnicy rynku są nieco zaniepokojeni.
Presja polityczna ze strony Stanów Zjednoczonych i Iranu – który jest obecnie objęty amerykańskimi sankcjami i ostatecznie został zwolniony z porozumienia – nie jest jedyną przeszkodą. Kraje produkujące ropę mają różne plany na przyszłość – to może sprawić, że następnym razem trudno będzie dojść do konsensusu w sprawie poziomu produkcji. W szczególności Arabia Saudyjska, by zrównoważyć swój budżet, potrzebuje cen ropy przekraczających 80 dol. za baryłkę. A Rosja czuje się komfortowo przy cenach kształtujących się w przedziale 50–60 dolarów i nie była chętna do ograniczenia produkcji.
Mimo wszystko samo podpisanie porozumienia naftowego należy uznać za sukces. Gdyby do niego nie doszło, ceny ropy spadłyby poniżej obecnych poziomów (ok. 60 dolarów za baryłkę – red.), jak miało to miejsce w latach 2015–2016, kiedy zarówno OPEC, jak i Stany Zjednoczone znacznie zwiększyły produkcję.
Czy to oznacza, że w przyszłości OPEC będzie tracił na znaczeniu? Utraci wpływ na rynek?
Znaczenie OPEC zdecydowanie spadło w wyniku rewolucji łupkowej w USA, nawet pomimo nowego sojuszu zawiązanego z Rosją. Nikt nie jest w stanie kontrolować i z dużym prawdopodobieństwem prognozować wydobycia ropy w Stanach Zjednoczonych. Jest to wyzwanie dla tradycyjnych producentów ropy, którzy chcieliby decydować o cenach, jednocześnie nie ograniczając produkcji, by nie stwarzać na rynku dodatkowej przestrzeni dla ropy z amerykańskich łupków.
W ciągu najbliższych kilku lat OPEC i Rosja zachowają pewną kontrolę nad dostawami, choć ich porozumienia mogą nie być tak skuteczne jak w latach 2017–2018. Jednocześnie zdolność OPEC, by utrzymywać ceny powyżej 70–80 dol. za baryłkę, wydaje się wątpliwa. Organizacja będzie musiała wkraczać do gry, gdy pojawi się zagrożenie, że ceny ropy spadną poniżej 50 dolarów – jak to się właśnie stało.
Biorąc pod uwagę warunki rynkowe, jakich cen ropy możemy się spodziewać w przyszłym roku?
Szacujemy, że cena europejskiej ropy Brent będzie wynosić średnio 65 dol. za baryłkę. Jednak biorąc pod uwagę, od jak wielu czynników zależą ceny tego surowca oraz to, że ich przewidywanie zawsze jest obciążone ryzykiem, lepiej jest mówić o założeniach niż prognozach.
Ceny ropy raczej nie spadną poniżej 50 dol. za baryłkę – to poziom, przy którym większość krajów i firm produkujących ropę naftową zaczyna odczuwać finansowy dyskomfort, a jednocześnie wzrost wydobycia węglowodorów z amerykańskich łupków może spowolnić. Ale też zapewne nie przekroczą 80 dol. – przy tym poziomie kraje OPEC będą miały mniej bodźców do działania, kiedy Amerykanie będą wywierać presję polityczną.
A więc do surowca na poziomie 100 dol. już nie wrócimy?
Nie spodziewamy się tego w najbliższym czasie – stabilna podaż na rynku powinna utrzymywać się w ciągu najbliższych kilku lat. Szoków rynkowych nie można jednak wykluczyć – spadku produkcji np. w Libii, Nigerii lub Wenezueli, czyli w krajach, gdzie ostatnio była ona bardzo niestabilna. Może to spowodować, że znaczna ilość ropy zniknie z rynku, co skutkowałoby gwałtownym wzrostem cen. Jednak nie jest to nasz scenariusz bazowy.
Co to oznacza dla polskich firm z sektora naftowego, tj. Orlenu i Lotosu?
Większość producentów ropy i gazu, których oceniamy jako agencja ratingowa, zmieniła swoją bazę kosztową. Teraz minimum opłacalności jest osiągane przy cenie ropy 50–60 dol. za baryłkę. Firmy dobrze odnajdują się w obecnych warunkach rynkowej zmienności i powinny w przyszłym roku nadal generować wysokie przepływy gotówkowe. W naszej ocenie perspektywy dla sektora naftowego i gazowego pozostają stabilne. W przyszłym roku nie oczekujemy żadnych obniżek ratingów w tym sektorze.
Dla firm z sektora ropy naftowej, w tym Orlenu i Lotosu, obecne otoczenie jest nawet korzystne. Niskie ceny ropy często oznaczają wyższe marże rafineryjne.
Z punktu widzenia agencji ratingowej przejęcie Lotosu przez PKN Orlen jest dobrą decyzją biznesową?
Tak, przeanalizowaliśmy ten scenariusz. Akwizycja Lotosu zwiększyłaby i jeszcze bardziej zintegrowała PKN Orlen – jest to korzystne ze względu na profil działalności. Zakładamy, że akwizycja zostanie sfinansowana długiem. Jednak poziom zadłużenia Orlenu, który dziś jest niski dla tego przemysłu, nawet po nabyciu Lotosu, pozostanie dość niski w porównaniu z jego konkurentami.
W przyszłym roku baryłka ropy Brent ma kosztować 65 dol.