Ministerstwo Finansów sprzedawało pod koniec roku waluty bezpośrednio na rynku. To jeden z powodów umocnienia złotego. Z naszych informacji wynika, że MF było aktywne na rynku walutowym co najmniej od listopada.
Dziennik Gazeta Prawna
– Bank Gospodarstwa Krajowego działający na zlecenie MF od końca listopada zwiększył aktywność. Sprzedawał euro i kupował złotego – mówi DGP pragnący zachować anonimowość diler jednego z dużych banków. Informacje potwierdziliśmy w dwóch innych bankach.

Nieoficjalnie usłyszeliśmy w MF, że w całym ub.r. na rynku wymieniono 3–4 mld euro. To więcej niż w 2016 r., kiedy na zlecenie rządu sprzedano waluty za 2,2 mld euro, ale znacznie mniej niż w 2013 r., kiedy wymieniono rekordowe 13,1 mld euro.

– Pod koniec roku mieliśmy dużą poduszkę płynnościową w walutach, a szykowaliśmy się na większe wydatki z budżetu, które są w złotym, więc zapewniliśmy sobie środki – przekonuje nasz rozmówca z MF.

W ub.r. złoty zapewnił ponad 5-proc. stopę zwrotu wobec euro, co było najlepszym wynikiem od pięciu lat.

Pomoc państwowego banku we wzroście wartości złotego pod koniec roku zapewniła środki na wydatki budżetowe i niższy dług publiczny. Rząd mógł także wyciągnąć z tego korzyści PR-owskie.
Ministerstwo Finansów od 2011 r. ma możliwość wymiany walut, które gromadzi na rachunkach budżetowych nie tylko w Narodowym Banku Polskim, ale także bezpośrednio na rynku walutowym. Drugą możliwość daje Bank Gospodarstwa Krajowego, który dokonuje takich operacji na zlecenie MF. Wymiana euro czy dolarów w banku centralnym nie ma wpływu na rynkowy kurs złotego, ale jeśli operację prowadzi BGK, to nasza waluta może zyskiwać na wartości. W ciągu ostatnich lat państwowy bank rozwoju wymieniał głównie euro, które rząd pozyskuje z unijnych funduszy, emisji obligacji czy kredytów od międzynarodowych instytucji finansowych. W sumie przez rynek przeszło w tym czasie ponad 50 mld euro. Ze źródeł w bankach dowiedzieliśmy się, że gros aktywności rządowego banku przypadło na ostatni miesiąc zeszłego roku.
– Szczególnie widać to było w okresie między świętami a Nowym Rokiem. Wtedy płynność na rynku jest mniejsza i można łatwiej wpływać na kurs – mówi nam diler walutowy jednego z banków.
Aktywność BGK przyczyniła się do tego, że 2017 r. udało się zamknąć ze złotym na poziomie ok. 4,17 za euro. W perspektywie roku do unijnego pieniądza umocnił się z poziomu 4,40 zł za euro. To dało jedną z najwyższych stóp zwrotu na świecie do euro.
– Rząd osiągnął też efekt propagandowy, wskazując, że inwestorzy ufają polityce gospodarczej i doceniają mocne fundamenty makroekonomiczne – mówi nam kolejny diler.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że nie to było główną motywacją, ale fakt, że mając na koniec listopada poduszkę blisko 7 mld w walutach obcych (głównie w euro), MF chciało w ten sposób zapewnić finansowanie wydatków budżetowych, które zazwyczaj rosną w ostatnim miesiącu roku.
– Wydatki mamy w złotych, sporo środków na rachunkach było w euro, więc postawiliśmy na wymianę przez BGK. Była rozłożona w czasie, aby jak najmniej wpływać na kurs rynkowy, ale przyspieszyła w ostatnich dniach roku – opowiada osoba zbliżona do MF.
Transakcje te miały też skutki uboczne, które poprawiły statystyki finansów publicznych. Zdecydowanie pozytywne to spadek wartości długu zagranicznego po przeliczeniu go na złote. W obcych walutach Skarb Państwa ma ok. 30 proc. długu. Na koniec października 2017 r. (najświeższe dostępne dane) było to prawie 289 mld zł w porównaniu do 646,1 mld zł długu krajowego. Tylko w październiku w wyniku korzystnej zmiany kursu dług spadł o 3,4 mld zł. Oprócz wykorzystywania zaskórniaków na finansowanie potrzeb pożyczkowych (kwot, które MF pożyczyło wcześniej na zapas) umocnienie złotego było drugim co do ważności czynnikiem obniżającym dług. Najbardziej budżet skorzystał na umocnieniu wobec euro. W tej walucie Skarb Państwa ma niespełna jedną czwartą zadłużenia, euro jest drugą (po złotym) walutą długu Skarbu Państwa.
Ale złoty nie umacniał się tylko pod koniec roku, to proces, który trwa od miesięcy. I widać to w statystykach długu. W porównaniu z grudniem 2016 r. zadłużenie spadło o 19,1 mld zł. Silny złoty pod koniec roku mógł wzmocnić ten proces, co odbije się pozytywnie na wynikach całego długu publicznego. Może on być mniejszy o ponad 2 proc. PKB, a jego nominalny wzrost (w mld zł) będzie jednym z najniższych w historii. MF korzysta na dwóch czynnikach. Pierwszy to wysokie dochody z podatków, które zmniejszają deficyt w budżecie i powodują, że nie trzeba emitować nowych obligacji. A drugi to właśnie mocny złoty, który statystycznie zmniejsza zagraniczną część długu.
Silny złoty – nawet bez pomocy państwowego BGK – i tak pogrzebałby szanse na solidny zysk NBP za 2017 r., który mógłby podreperować budżetowe wyniki. W ubiegłym roku bank centralny zasilił publiczną kasę aż 8,74 mld zł. To wszystko głównie dzięki słabości naszej waluty w 2016 r., która podbiła wartość rezerw NBP. Teraz sytuacja się odwróciła.
Mocniejszy złoty może cieszyć osoby odwiedzające stacje paliw, chociaż akurat umocnienie do dolara to efekt działania rynku.
– W grudniu ceny ropy naftowej brent w dolarach amerykańskich były wyższe o ponad 22 proc. niż rok wcześniej, jednak uwzględniając umocnienie złotego, ceny ropy w walucie krajowej były wyższe jedynie o 3,3 proc. – zwraca uwagę Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.

Co czeka złotego w tym roku

Gdyby o sile waluty miały decydować perspektywy gospodarki jej kraju, to rok 2018 byłby rokiem złotego. Ale niestety jest jeszcze coś takiego, jak geopolityka.

Chociaż tempo wzrostu PKB pewnie w tym roku nieco spowolni wobec 2017 r., to przewidywany wynik na poziomie ok. 4 proc. i tak będzie sprzyjał kupowaniu złotego. Podobnie jak bardziej zdrowa struktura wzrostu oparta już nie tylko o konsumpcję i eksport, ale także inwestycje. Tak przynajmniej zakłada część ekonomistów.

Inwestorom nie będzie też pewnie spędzała snu z powiek kondycja finansów publicznych. Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych – jeśli nie dojdzie do jakiejś katastrofy gospodarczej – czwarty rok z rzędu pozostanie poniżej unijnych limitów, czyli 3 proc. PKB. To nie będzie szczególnie imponujący wynik, biorąc pod uwagę to, że kilka krajów UE będzie mogło się pochwalić nadwyżką, ale pozwoli nam pozostać poza ryzykiem związanym z objęciem procedurą nadmiernego deficytu.

Do tego pozytywnie wyróżnia nas na tle unijnej wspólnoty relatywnie niski dług publiczny, który powinien kształtować się nieco powyżej 50 proc. PKB, podczas gdy średnia dla UE wynosi ponad 80 proc., a unijne reguły gry nakazują trzymać zadłużenie poniżej progu 60 proc.

Mamy też szansę, podobnie jak pod koniec 2017 r., być beneficjentem dobrego postrzegania wszystkich gospodarek wschodzących na świecie. To powinno sprzyjać wzrostowi apetytu na ryzyko i uzupełnianiu portfeli inwestycyjnych o naszą walutę.

– Korzystne dla złotego powinny pozostawać czynniki fundamentalne, w tym dane makroekonomiczne z polskiej gospodarki, które coraz częściej powinny pobudzać spekulacje na temat możliwej podwyżki stóp procentowych przez RPP w drugiej połowie przyszłego roku. Jednocześnie czynnikiem powodującym wyższą zmienność w krótkim terminie może okazywać się polityka, a w szczególności ryzyko zaostrzenia się sporu na linii polski rząd – instytucje europejskie – przewidują analitycy Raiffeisen Banku. Ich zdaniem w I kw. 2018 r. kurs złotego wobec euro znajdzie się na poziomie 4,15. Z kolei eksperci Banku Pekao przewidują, że w ciągu roku umocnienie polskiej waluty może momentami sięgać 4,10 zł za euro. To znacznie bardziej optymistyczne prognozy niż założenia, które na potrzeby przyszłorocznej ustawy budżetowej poczynił minister finansów. Według MF, które przygotowywało projekt budżetu na przełomie sierpnia i września 2017 r., średni kurs EUR/PLN w tym roku miał się kształtować na poziomie 4,25.

Ale inni eksperci radzą nie przekreślać do końca rządowych prognoz. Bo oprócz czynników krajowych są jeszcze te globalne i, co gorsza, mają one znacznie silniejsze oddziaływanie na kurs. Wystarczy wzrost napięcia na świecie, by zaczął się odwrót od walut rynków wschodzących, do których złoty nadal się zalicza.

– Nie wiemy, czy nie pogorszą się relacje USA – Korea Północna, co dalej z ruchami separatystycznymi w Katalonii, jak się rozwinie sytuacja na Bliskim Wschodzie po trwających właśnie masowych protestach w Iranie. To wszystko czynniki ryzyka dla kursu złotego – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Oprócz tych politycznych jest jeszcze wiele gospodarczych, które mogą wpływać na kurs. Na przykład nadal nierozwiązana sprawa ryzyka bankowego w Chinach. Już na przełomie lat 2016 i 2017 niektóre instytucje (np. Bank Rozrachunków Międzynarodowych) sygnalizowały, że chińska akcja kredytowa jest nadmierna, a jakość portfela słaba. Do tego dochodzi polityka amerykańskiej Rezerwy Federalnej: w tym roku Fed ma kontynuować podwyższanie stóp. Wespół z uchwaloną właśnie reformą prawa podatkowego w USA powinno wspierać dolara, co nie jest dobrą wiadomością dla złotego. Tym bardziej że na Starym Kontynencie bardzo daleko do podwyżek stóp procentowych w Europejskim Banku Centralnym. EBC może co najwyżej stopniowo rezygnować z luzowania ilościowego polityki pieniężnej.

– Taki scenariusz na pewno nie wspiera złotego. Dlatego niewykluczone, że trzeba będzie korygować prognozy, bo z jednej strony ryzyko na świecie jest duże, a z drugiej silne umocnienie złotego w ostatnich dniach ubiegłego roku sprawiło, że na dalszą aprecjację jest coraz mniej miejsca – ocenia Grzegorz Maliszewski.