Po tygodniu od Brexitu udało się uspokoić sytuację na rynkach finansowych - mówiła w piątek premier Beata Szydło; szef MF Paweł Szałamacha dodawał, że sytuacja "w dużej mierze" wróciła do tej przed Brexitem. Jednak analitycy, z którymi rozmawiała PAP są zgodni - to dopiero początek gospodarczych pobrexitowych zawirowań.

Piątek 24 czerwca, dzień po brytyjskim referendum, należał do "czarnych" dni na rynkach finansowych i GPW.

Tuż przed ogłoszeniem oficjalnych wyników brytyjskiego referendum notowania EUR/PLN osiągnęły rekordowy poziom 4,53 zł, choć do godzin popołudniowych spadły do 4,42; z kolei kurs USD/PLN spadł w ciągu piątku z 4,13 do 4,00. Notowania CHF/PLN osiągnęły po godzinie 7:00 poziomie 4,24, a po interwencji szwajcarskiego banku centralnego kurs spadł do poziomu 4,10 zł.

W poprzedni piątek także WIG20 na zamknięciu sesji spadł o rekordowe 4,53 proc., a WIG30 spadł aż o 4,55 proc.

Tydzień później, 1 lipca, notowania złotego i wskaźniki giełdowe miały się znacznie lepiej. W czwartek nawet, na skutek plotek o możliwych dodatkowych działaniach EBC, złoty nawet dynamicznie umocnił się wobec głównych walut, a notowania EUR/PLN spadły do poziomu 4.37. W piątek kurs wrócił do ok. 4.40 zł.

WIG20 odnotował z kolei wahania w normie i na zamknięciu piątkowej sesji spadł o 0,35 proc., a WIG30 spadł o 0,18 proc.

Premier Beata Szydło komentowała na piątkowej konferencji prasowej, że "po tygodniu zamieszania udało się uspokoić sytuację" na rynkach finansowych.

Minister finansów Paweł Szałamacha dodawał, że sytuacja "w dużej mierze" wróciła do stanu sprzed Brexitu. "Przynajmniej jeśli chodzi o rentowność polskich obligacji" - zaznaczył. Podkreślał, że zawirowania były krótkotrwałe i trwały tylko kilka dni, bo rynki opierają się przede wszystkim na wynikach polskiej gospodarki.

"Jeśli chodzi o wpływ bardziej długofalowy, będzie zależeć od tego, czy politycy po obydwu stronach pokażą klasę i jak będą prowadzić negocjacje z Wielką Brytanią" - powiedział minister finansów. Jeżeli zaś, dodał, zwycięży tendencja do "ukarania" Brytyjczyków i ich "odcięcia" od wspólnego rynku, nie będzie to dobre ani dla gospodarki Wielkiej Brytanii, ani unijnej, ani polskiej.

Jednak pytani przez PAP analitycy nie do końca zgadzają się z ocenami rządowymi.

Maciej Bitner z Wise Europa, w przeciwieństwie do szefa MF uważa, że na dłuższą metę korzystniejszy dla unijnej, a zatem także i polskiej, gospodarki byłby szybki rozwód Wielkiej Brytanii z Unią.

Szybki rozwód to co prawda większe konsekwencje gospodarcze w krótkim okresie, przyznaje Bitner, ale zarazem większa szansa na stabilizację UE i jej gospodarki w przyszłości. Bo jeśli Wielkiej Brytanii nie spotkają negatywne konsekwencje gospodarcze za Brexit, będzie to destrukcyjnie wpływać na spoistość UE, bo będzie kraj, który wyszedł i nic złego go nie spotkało. "To otwiera perspektywę do wychodzenia kolejnych członków i destabilizacji całej UE" - zaznacza analityk Wise Europa.

Marek Rogalski z DM BOŚ przyznaje natomiast, że skala zdestabilizowania złotego po Brexicie nie była tak duża, jak można się było oczekiwać, jak wskazywały prognozy.

Jego zdaniem jednak "przestrzeń trwałego umocnienia się złotego jest niewielka", a ryzykiem dla złotego może być np. spodziewana w połowie lipca decyzja agencji ratingowej Fitch. W opinii Rogalskiego walutą, która w najbliższym czasie może się najbardziej umocnić jest dolar, natomiast nie będzie to raczej ani frank szwajcarski, ani japoński jen, bo banki centralne obu krajów sugerują ewentualną interwencję.

"Generalnie rynki finansowe próbują rozgrywać scenariusz, w ramach którego proces Brexitu będzie maksymalnie opóźniany i że w pierwszym momencie będzie on miał przede wszystkim wymiar lokalny" - mówi Rogalski.

Analityk BOŚ zwraca jednak uwagę, że zawsze, gdy zaczyna się jakiś kryzys, początkowo jest oczekiwanie, że będzie on miał wymiar lokalny. "Dlatego dopiero na jesieni będziemy wiedzieli, jaki jest tak naprawdę wpływ Brexitu na światową gospodarkę" - ocenia.

Także Rafał Antczak z firmy Deloitte uważa, że o skutkach Brexitu "najprawdopodobniej nie dowiemy się w przeciągu nie tylko tygodni, ale i miesięcy, jeśli nie lat". "Wszystko zależy od warunków rozwodu, a te są na razie nieznane" - zaznacza.

To jednak oznacza, że obecnie "wszystko jest niepewne i każda kolejna niekorzystna informacja może mieć dla rynków znaczenie". "To co było czynnikiem stabilizującym, czyli pewne fundamenty ekonomiczno-polityczne w Europie, zostało poderwane. Teraz każdy z krajów będzie przechodził swój test, również Polska" - komentuje Antczak.