Bieg po pieniądze z akcji i obligacji to sport ekstremalny
Małe spółki przygodę z rynkiem kapitałowym najczęściej rozpoczynają od oferty prywatnej / Dziennik Gazeta Prawna
Nasze małe i średnie przedsiębiorstwa mocno odstają od średniej europejskiej pod względem udziału akcji i obligacji w ich finansowaniu. O ile w 2013 r. w całej Unii Europejskiej emisje papierów dłużnych odpowiadały za 2 proc. pieniędzy pozyskanych przez tę grupę spółek, o tyle w Polsce było to zaledwie 0,5 proc. Z kolei emisje akcji (i innych instrumentów udziałowych) miały 2,4-proc. udział w finansowaniu krajowych maluchów i średniaków. W UE było to średnio 5,4 proc. Najpopularniejsze formy finansowania to ciągle głównie kredyty handlowe i bankowe, debety w rachunku i leasing.
– Dzieje się tak, ponieważ na rynku kapitałowym obowiązuje szereg regulacji, których celem jest ochrona drobnych inwestorów. Wielu tym regulacjom mały biznes nie jest w stanie sprostać. Nawet po to, żeby wejść na przeznaczony dla niewielkich spółek rynek NewConnect, trzeba posiadać pewien kapitał. Funkcjonowanie na tym rynku związane jest z koniecznością ponoszenia co miesiąc kosztów rzędu kilku, czasami kilkunastu tysięcy złotych – tłumaczy Adam Ruciński, prezes firmy BTFG, były członek rady giełdy.
Dla przykładu – na NewConnect opłata za wprowadzenie papierów do obrotu wynosi 6 tys. zł, natomiast za wprowadzenie do obrotu kolejnych emisji – 2,5 tys. Także na Catalyst, giełdzie obligacji, opłata za wprowadzenie wzrosła niedawno do 6 tys. zł. Do tego dochodzą jeszcze inne regularne opłaty dla warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych prowadzącej NC i Catalyst oraz na rzecz Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych, autoryzowanego doradcy, animatora obrotu, a także raz w roku biegłego rewidenta. Łącznie stanowi to koszt, którego mniejsze firmy nie chcą lub nie mogą ponosić.
Notowanie na giełdzie oznacza ponadto pewne obowiązki informacyjne. A w przypadku start-upu, czyli początkującego przedsiębiorstwa, decyzje zmienia się częściej niż w dłużej funkcjonującej i osadzonej na rynku firmie. Później zarząd musi się tłumaczyć akcjonariuszom z takich zmian, co dodatkowo komplikuje funkcjonowanie.
– W efekcie dopiero gdy prowadzi się biznes na większą skalę, bycie spółką publiczną ma sens. Inwestorzy również nie chcą być akcjonariuszami bardzo małych, początkujących, często innowacyjnych spółek. Takim młodym firmom często się nie udaje biznes i upadają. O ile na inwestycję w takie przedsiębiorstwa mogą sobie pozwolić wyspecjalizowani inwestorzy instytucjonalni, o tyle inwestorzy indywidualni już na to się godzić nie chcą – dodaje Adam Ruciński.
O tym, że próba zarabiania na rozwijających się oraz młodych spółkach to duże ryzyko, przekonali się m.in. inwestorzy, którzy kupili akcje i obligacje niektórych firm notowanych na NewConnect działającym od sierpnia 2007 r. oraz Catalyst, który ruszył w 2009 r. Po kilku latach silnego rozwoju na obydwu rynkach GPW zaczęła wprowadzać reformy, których celem jest zwiększenie bezpieczeństwa inwestorów i wiarygodności notowanych spółek. Był to efekt m.in. fali niespełnionych prognoz rozwoju i zysków oraz upadłości notowanych spółek. Dla przykładu, według szacunków DM BPS do sierpnia 2014 r. na Catalyst nie została wykupiona co trzecia seria zapadających obligacji korporacyjnych spoza sektora bankowego. Z kolei NC fatalnie wypada na tle notowań na głównym rynku akcji prowadzonym przez GPW, gdzie WIG, jeden z najważniejszych indeksów, zyskał w tym roku ponad 2 proc. W tym czasie indeks NewConnect, NCIndex, stracił aż 18 proc.
Efekt jest taki, że od ubiegłego roku na NewConnect wzrosły m.in. wymogi co do wartości kapitału własnego debiutujących spółek oraz obowiązki informacyjne. Od września podobne zmiany weszły w życie na rynku obligacji.
Odejście giełdy od polityki „szeroko otwartych drzwi” i zaostrzenie wymogów dla debiutantów odbiły się już na NewConnect, gdzie w tym roku liczba debiutów spadła do zaledwie 18. W 2013 r. o tej porze na rynku było już 36 nowych spółek. Warto zaznaczyć, że wielu inwestorów, którzy kupują akcje lub obligacje spółek, wymaga później notowania papierów na alternatywnym lub regulowanym rynku.
Według specjalistów z rynku finansowego większe wymagania mogą części przedsiębiorstw odciąć lub utrudnić dostęp do kapitału, ale na tym etapie są niezbędne.
– Zaostrzenie przepisów dotyczących spółek notowanych na NewConnect nie wzięło się znikąd. Chodziło o poprawienie jakości tego rynku. I należy to ocenić pozytywnie. Ale trzeba będzie ostatecznie znaleźć arystotelesowski złoty środek, jeśli chodzi o przepisy regulujące funkcjonowanie. I najpewniej tak ostatecznie się stanie – ocenia Krzysztof Polak, dyrektor biura maklerskiego w Alior Banku.
Emil Szweda z monitorującego rynek papierów dłużnych serwisu Obligacje.pl podkreśla, że także w przypadku Catalyst celem jest ograniczenie liczby najbardziej ryzykownych emisji papierów dłużnych.
– Catalyst wyrósł już z pewnością z wieku niemowlęcego, ale wciąż jest dzieckiem. Na to, żeby osiągnął pełnoletniość, będziemy potrzebowali jeszcze trochę czasu i nie chodzi tu o dwa, trzy lata, ale raczej o 10, 15 lat – dodaje.
Podkreśla, że mimo dużego tempa rozwoju rynku obligacji – od powstania liczba podmiotów notowanych na Catalyst wzrosła bowiem z 10 do niemal 200 –zarówno emitenci, jak i inwestorzy wciąż się go uczą.
– Istnieją dwie bariery, które wciąż utrudniają rozwój tego instrumentu. Pierwsza to bariera mentalna. Dotyczy jednak tylko tych podmiotów, które nie emitowały dotychczas obligacji, a w przypadku małych i średnich firm jest to zdecydowana większość. Druga to bariera matematyczna. Chodzi o to, że najczęściej oferta kredytowa banku jest wciąż przynajmniej nominalnie i przynajmniej na początku tańsza niż oferta emisji obligacji. Jednak życie pokazuje, że emisja papierów dłużnych znacznie lepiej pasuje do finansowania inwestycji niż klasyczny kredyt bankowy – wskazuje Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych.
Dodaje, że podmiot emitujący obligacje daje się poznać rynkowi i buduje swoją wiarygodność, a przy ewentualnej kolejnej emisji papierów dłużnych może sięgnąć po kapitał taniej niż za pierwszym razem, a czasami także taniej niż w banku. I ocenia, że mimo ciągle małego wykorzystania obligacje w dłuższej perspektywie mają szansę awansować na pozycję drugą wśród najchętniej wybieranych przez polskie przedsiębiorstwa instrumentów finansowych.
Obecnie relacja zadłużenia z tytułu emisji obligacji przedsiębiorstw do PKB wynosi w Polsce ok. 5 proc. W strefie euro to ponad 40 proc., a w Wielkiej Brytanii – ok. 85 proc.

WIG urósł w tym roku o 2 proc., a NCIndex stracił aż 18 proc.