Wczoraj Rada Polityki Pieniężnej (RPP) otworzyła sobie ponownie drzwi do obniżki stóp procentowych w przyszłości. Taka należy interpretować słowa prof. Marka Belki na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady, że obniżki stóp procentowych jeszcze w tym roku nie są wykluczone, a obecnie cięcie stóp procentowych byłoby mniejszym grzechem niż jeszcze do niedawna mogło się wydawać. Nie oznacza to jednak, że przez te otwarte czy uchylone drzwi Rada przejdzie i zredukuje stopy w Polsce. W naszej opinii słowa, które wczoraj padły to nie wstęp do obniżki, ale bardziej szybka odpowiedź na dość niekomfortową sytuację, w jakiej znalazła się Rada po tym, gdy inflacja w kraju jest wyraźnie niższa od oczekiwań (miesiące letnie najprawdopodobniej przyniosą przejściową deflację), a Europejski Bank Centralny (ECB) najpewniej już jutro zdecyduje się poluzować politykę monetarną.

Rada obawiając się negatywnych konsekwencji poluzowania polityki monetarnej przez ECB przy jej braku w Polsce, w tym perspektywy umocnienia złotego, co dodatkowo obniżyłoby wskaźnik inflacji w Polsce, ale też i zapewne chcąc szybko odpowiedzieć na wyzwania, przed jakimi stanęła (polityka ECB, niska inflacja), zdecydowała się mocno złagodzić ton, otwierając sobie drzwi do cięcia stóp procentowych. Nie oznacza to jednak, że do takiej obniżki dojdzie. To wciąż mało prawdopodobny scenariusz. Przynajmniej od czasu, aż nie pojawi się zagrożenie utrzymywania się zbyt niskiej inflacji przez zbyt długi czas, a z gospodarki nie zaczną napływać sygnały wyhamowywania dynamiki wzrostu gospodarczego.

Obecnie znacznie bardziej prawdopodobne jest przedłużenie okresu obowiązywania rekordowo niskich stóp przynajmniej do końca 2014 roku lub do końca I kwartału 2015 roku. W tej sytuacji ich pierwszej podwyżki należałoby się spodziewać najwcześniej w lipcu 2015 roku.

Środowe sugestie płynące z RPP, które prawdopodobnie w kolejnych dniach i tygodniach zostaną jeszcze wzmocnione przez wypowiedzi poszczególnych członków Rady, powinny nieco zmniejszać presję na umocnienie złotego. Już wczoraj ten proces częściowo obserwowaliśmy, gdy po konferencji Rady złoty dodatkowo się osłabił do głównych walut. Nie oznacza to jednak, że od teraz to czynniki lokalne staną się głównym determinantem notowań polskiej waluty. W dalszym ciągu tym podstawowym czynnikiem decydującym o jej losach będą czynniki globalne. W tym przede wszystkim to, na jak duży krok w kierunku poluzowania polityki monetarnej zdecyduje się w najbliższy czwartek Europejski Bank Centralny.

Środowy poranek przynosi lekkie osłabienie złotego, co oznacza kontynuację procesu z dnia wczorajszego. O godzinie 08:17 kurs EUR/PLN testował poziom 4,1548 zł, a USD/PLN 3,0525 zł. Dziś nastroje na rynkach globalnych, a co się z tym wiąże również notowania polskich par, kształtować będą licznie publikowane dane makroekonomiczne. Jeszcze przed południem inwestorzy poznają całą serię indeksów PMI obrazujących koniunkturę w sektorze usług w wybranych europejskich państwach, a także dane o PKB i inflacji PPI dla strefy euro. Po południu królować będą już doniesienia z USA. Tym głównym będzie raport ADP nt. zmiany zatrudnienia w sektorze pozarolniczym (prognoza: 213 tys.). Niewiele mniej istotne będą raporty PMI i ISM dla sektora usług (prognoza odpowiednio: 58,4 pkt. i 55,5 pkt.). Trzecią grupę "figur" z USA, której jednak absolutnie nie można zignorować, tworzą natomiast dane o bilansie handlowym (prognoza: -40,5 mld USD) oraz Beżowa Księga Fed.

Dziś rano złoty traci trzeci kolejny dzień. Póki co jednak nie prowadzi to jeszcze do bardzo dużych zmian w sytuacji na wykresach EUR/PLN i USD/PLN. W tym pierwszym przypadku możemy mówić jedynie o wzrostowym odbiciu i dopiero trwałe wyjście ponad 4,16 zł każe dopiero uznać spadki za zakończone. Dolar natomiast wciąż znajduje się poniżej majowych maksimów (3,0654 zł), co nie pozwala prognozować dalszych wzrostów.

Marcin Kiepas