W marcu inflacja HICP w strefie euro spadła do najniższego poziomu od jesieni 2009 roku. Dane jednak zamiast osłabić euro, umocniły je. Ta reakcja rynku walutowego jest więcej niż zaskakująca.

Jednym z wydarzeń poprzedniego tygodnia były publikacje wstępnych marcowych danych o inflacji w Niemczech i Hiszpanii. W tym pierwszym kraju inflacja CPI spadła do 1% R/R z 1,2% R/R, podczas gdy nie oczekiwano jej zmian. Wrażenie robi również to, że była to najniższa inflacja od połowy 2010 roku. W Hiszpanii nieoczekiwanie natomiast pojawiła się deflacja w marcu. Wskaźnik CPI spadł do -0,2% w relacji rocznej z +0,1% w lutym, podczas gdy oczekiwano jego stabilizacji na poziomie 0,1%.

Niemiecko-hiszpańskie dane rozgrzały emocje przed publikowanymi dziś szacunkowymi danymi nt. marcowej inflacji HICP dla strefy euro. I słusznie. Inflacja spadła w tym miesiącu do 0,5% z 0,7% R/R w lutym i była najniższa od jesieni 2009 roku. Była też niższa od prognoz (0,6% R/R) i wyraźnie niższa od celu inflacyjnego Europejskiego Banku Centralnego na poziomie 2%. W głównej mierze za niższą inflację odpowiada spadek cen energii. Nie jest to jednak jedyny czynnik. Inflacja HICP po wyłączeniu cen energii spadła bowiem w marcu do 0,8% z 1,1% R/R w lutym.

Niższa od prognozowanej inflacja w strefie euro tworzy dodatkową presję na poluzowanie polityki monetarnej przez ECB. Poluzowanie, które miałoby na celu nie tylko zapobieżenie deflacji, ale również doprowadzenia inflacji do celu (to samo robią wszystkie główne banki centralne). Celu, który już teraz, jeżeli tylko wierzyć ostatnim prognozom ECB, jest nierealny do osiągnięci w perspektywie najbliższych 2 lat. To dość istotne na trzy dni przed kwietniowym posiedzeniem ECB. Oczywiście jest mało prawdopodobne, czy wręcz nieprawdopodobne, żeby ECB dokonał w tym tygodniu jakieś korekty polityki monetarnej. Nie można natomiast wykluczać, że Mario Draghi na czwartkowej konferencji prasowej po zakończonym posiedzeniu będzie wypowiadał się w jeszcze bardziej gołębim tonie niż dotychczas.

Mając na uwadze opublikowane dziś dane o inflacji HICP, to że była ona niższa od prognoz, jak również najbliższe posiedzenie ECB, mogłoby się wydawać, że wspólna waluta zareaguje osłabieniem. I tak też się stało. Tyle tylko, że trwało to dosłownie kilka sekund. Kurs EUR/USD po spadku z okolic 1,3750 do 1,3722, szybko odbił w górę powyżej 1,3780 dolara. Gdyby euro zakończyło dzień na obecnych poziomach to sytuację na wykresie dziennym eurodolara należałoby interpretować jako zapowiedź możliwego powrotu zdecydowanie ponad 1,38 dolara.

Ewentualna zwyżka EUR/USD wydaje się zupełnie nie korelować nie tylko z sygnałami płynącymi z europejskiej i amerykańskiej gospodarki, ale również z potencjalnymi impulsami, jakie w tym tygodniu mogą napłynąć na rynek. Wspomniany już wcześniej Mario Draghi, prezes Europejskiego Banku Centralnego, w czwartek raczej będzie wypowiadał się w gołębim tonie, niż w jastrzębim. Szczególnie, że bankowi centralnemu nie powinno zależeć na dalszym umocnieniu euro, co będzie z jednej strony dalej obniżać inflację, a z drugiej zmniejszać konkurencyjność europejskiej gospodarki.

Innym elementem przemawiającym za spadkami EUR/USD są publikowane w środę i piątek miesięczne dane z rynku pracy w USA. Rynek oczekuje, że zatrudnienie w sektorze pozarolniczym i prywatnym wzrosło w marcu po około 190 tys. Po słabszych miesiącach trzeba się liczyć z tym, że te dane raczej pozytywnie zaskoczą, niż rozczarują. Raczej będą więc podażowym impulsem dla EUR/USD, niż popytowym.

Marcin Kiepas