O otwarciu dzisiejszych notowań na giełdach w Warszawie i zachodniej Europie miały zadecydować poranne dane z Chińskiej gospodarki. Produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna, choć gorsze zarówno od oczekiwań jak i poprzedniego odczytu, nie przełożyły się na zwiększoną wyprzedaż akcji w Azji. Tym samym, spadki giełd „starego kontynentu" na początku dnia, wcale nie są przesądzone. Co więcej, niewykluczony jest start na niewielkim plusie, poinformował Piotr Krawczyński z TFI PZU.

W jego ocenie, odreagowanie na warszawskim parkiecie sugerują także szybkie wskaźniki analizy technicznej.

„Niestety, na powrót naszej giełdy do wzrostów osobiście bym nie liczył. Uważam, że w efekcie wydarzeń z ostatnich dni, nastroje na rynku zmieniły się w krótkim terminie na negatywne. Niejasny stał się też kierunek zmian warszawskich indeksów w średnim i długim terminie. Uważam także, że coraz mniejsze znaczenie mają dla nas nastroje panujące za oceanem. Nie znaczy to oczywiście, iż dane z amerykańskiej gospodarki nie będą stanowić chwilowego impulsu do zmiany poziomu indeksów. O tym będziemy mogli przekonać się choćby dziś po południu, kiedy poznamy dane o sprzedaży detalicznej oraz liczbie wniosków dla bezrobotnych w USA. Chodzi mi o to, że już od kilku tygodni nasz parkiet replikuje np. zachowanie niemieckiego DAX-a a nie amerykańskiego S&P500. W zawiązku z tym, sugerowanie się przebiegiem sesji na Wall Street może być mylące" – zaznaczył Krawczyński.

W którym kierunku podążą więc warszawskie indeksy, po wczorajszej mało udanej sesji w Warszawie?

„Najbliższym poziomem oporu dla indeksu WIG20 jest przedział 2390-2400 punktów. Jego pokonanie mogłoby dać cień nadziei posiadaczom akcji, choć o większą aktywność kupujących może być w obecnej sytuacji trudno. Wsparciem dla blue-chipów jest z kolei poziom środowego minimum, czyli 2350 pkt" – podsumował przedstawiciel PZU TFI.