Jeśli spojrzeć na wtorkową sesję tylko przez pryzmat rynku akcji, można podejrzewać, że za spadki odpowiedzialne są głównie OFE lub strach przed podażą z ich strony. Jednak giełdowej wyprzedaży towarzyszyło również osłabienie złotego i wyprzedaż obligacji. To zaś wskazywałoby na ewakuację inwestorów zagranicznych.

Jeśli rzeczywiście mamy do czynienia ze splotem tych dwóch czynników, czyli skracaniem pozycji na rynku akcji przez fundusze emerytalne i odwrotem inwestorów zagranicznych od naszych aktywów, to sytuacja robi się nieciekawa. O ile podaż ze strony OFE mogłaby być choćby częściowo neutralizowana przez rodzime fundusze inwestycyjne, które w nowe środki zostały w ubiegłym roku obficie zasilone, to akcji, obligacji i złotówek, wystawianych na sprzedaż przez zagranicę, nie da się tak łatwo wchłonąć. Co więcej, jeśli rzeczywiście inwestorzy zagraniczni postanowili polski rynek opuścić, proces ten może trwać dłużej. Warto też zauważyć, że korekta na giełdzie, osłabienie naszej waluty i wzrost rentowności polskich obligacji to zjawiska widoczne już od kilkunastu dni.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego zagranica przestała nas lubić, jest prosta. Rokowania na ten rok dla rynków wschodzących nadal nie są dobre, głównie w związku z rozpoczęciem ograniczania skupu obligacji przez Fed. Zaś wątpliwości co do tego, że jesteśmy wciąż zaliczani do rynków wschodzących, raczej nie ma. Tym też można by wyjaśnić obserwowaną od pewnego czasu niezależność warszawskiej giełdy od tego, co dzieje się na głównych światowych parkietach, czyli inaczej mówiąc, brak z nimi korelacji. Tej ostatniej Warszawa może szukać raczej z giełdami krajów emerging markets, nie wyłączając Chin. Wykresy WIG20 i Shanghai Composite są łudząco do siebie podobne już od kilkunastu miesięcy. Co ciekawe, wskaźnik w Szanghaju tąpnął w czerwcu ubiegłego roku równie mocno jak WIG20, reagujący na pojawienie się propozycji zmian w OFE. Ta korelacja została na krótko przerwana w październiku i listopadzie, a teraz mamy do niej powrót.

Jeśli zaś korelacji z dojrzałymi rynkami nie mamy, to trudno liczyć na poprawę nastrojów na naszym parkiecie, patrząc na wtorkowe, pomyślne dla byków zakończenie sesji na Wall Street, gdzie indeksy zyskały po 0,6 proc. Dziś rano wskaźnik w Szanghaju zniżkował na godzinę przed końcem handlu o 0,2 proc. Japoński Nikkei szedł zaś w górę o niemal 2 proc.
A dziś właśnie powstrzymanie przeceny bardzo by się naszym indeksom przydało. Po nieudanej próbie pozostania WIG20 powyżej 2400 punktów, wskaźnik znalazł się jednym ruchem 50 punktów niżej. Z technicznego punktu widzenia wskazane byłoby powstrzymanie dalszego spadku. W przeciwnym razie następnego wsparcia trzeba by szukać znacznie niżej.

Na głównych parkietach pierwsza część dzisiejszej sesji powinna być spokojna. Inwestorzy będą raczej wstrzymywać się z decyzjami, do czasu publikacji raportu ADP o zmianie liczby miejsc pracy w USA oraz wieczornej publikacji protokołu z posiedzenia Fed. Jeśli informacje z rynku pracy nie zaskoczą, sugerując utrzymanie tempa ograniczania skupu obligacji, nie powinno dojść do dynamicznych zmian na rynkach. Nie można jednak wykluczyć pewnej nerwowości. Z pewnością zaś nie będzie jej brakować na warszawskim parkiecie.

Roman Przasnyski