Sytuacja na giełdach wygląda coraz bardziej sielankowo. Najpoważniejsze strachy znikły lub oddaliły się o minimum kilkanaście tygodni. Na horyzoncie nie ma żadnych obaw. Gorsze informacje są ignorowane. I właśnie ten niczym nie zmącony optymizm może budzić podejrzenia.

Brak reakcji na bardzo słabe odczyty PMI dla Francji, nieco słabsze wskaźniki aktywności w Niemczech i strefie euro w skazuje, że nastroje na giełdach są bardzo bycze. Indeksy na głównych parkietach wciąż trzymają się blisko rekordowych poziomów. Chwilowe niewielkie spadki wykorzystywane są przez tych, którzy jeszcze akcji nie kupili lub uważają, że mają ich zbyt mało. Oczywiście w takiej atmosferze wzrosty mogą trwać jeszcze długo i doprowadzić wskaźniki do nowych rekordów, ale można podejrzewać, że najbardziej doświadczeni inwestorzy zaczynają już myśleć o realizacji zysków.

Warto zauważyć, że w trakcie trwającej od jedenastu sesji fali zwyżkowej DAX zyskał 5,5 proc., a S&P500 wzrósł o niemal 6 proc. W trakcie sierpniowo-wrześniowego rajdu zdobycze byków były niemal identyczne. Wcześniejszy, trwający od końca czerwca do początku sierpnia przyniósł na Wall Street zwyżkę przekraczającą 8,5 proc. Nie ulega więc wątpliwości, że można się wkrótce spodziewać korekty lub co najmniej spowolnienia tempa wzrostu. Od dwóch dni spowolnienie zaczyna być widoczne za oceanem. Poziom 1750 punktów w przypadku S&P500 stanowi przedmiot rozgrywki między bykami a niedźwiedziami i na razie trudno przewidzieć, kto wyjdzie z niej zwycięsko. Wczoraj górą były byki. Dow Jones zyskał 0,6 proc., a S&P500 wzrósł o 0,3 proc.

Nasz rynek to trochę inna historia. Do rekordów nam jeszcze bardzo daleko, więc możemy sobie pozwolić na nieco więcej. I widać, że byki ten fakt skwapliwie wykorzystują. Widać to w trakcie poszczególnych sesji, takich jak te z 20 i 21 października, gdy WIG20, mimo niezbyt sprzyjających warunków w otoczeniu, szedł w górę po 2,8-3,5 proc., czy choćby wczorajsza. W czwartek skala wzrostu była znacznie mniejsza, ale nasz parkiet wyprzedzał pod tym względem niemal wszystkie inne. Widać też tę chęć odrabiania zaległości w przebiegu całej fali, która wyniosła WIG20 w górę o 7,5 proc., a wskaźnik średnich spółek zyskał 8,5 proc.

Trzeba też przyznać, że warszawska hossa ma całkiem solidne podstawy fundamentalne, zarówno w skali całej gospodarki, jak i większości spółek, szczególnie małych i średnich. Niemal wszyscy zapomnieli już o naszym największym lokalnym zagrożeniu, czyli reformie emerytur.

Danych makroekonomicznych nie będzie dziś wiele, a ich wpływ na rynek nie powinien być zbyt duży. Ewentualne rozczarowania zostaną prawdopodobnie przyjęte z przymrużeniem oka. Oczekuje się niewielkiego wzrostu wskaźnika klimatu gospodarczego w Niemczech, liczonego przez instytut Ifo. Po południu poznamy dynamikę zamówień na dobra trwałego użytku w Stanach Zjednoczonych oraz indeks nastrojów konsumentów. W przypadku tego drugiego spodziewane jest niewielkie pogorszenie.

Rynki azjatyckie wyraźnie sygnalizują pogorszenie nastrojów. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei zniżkował o ponad 2 proc. Shanghai B-Share tracił 1,8 proc., a Shanghai Composite ponad 1 proc. Na pozostałych parkietach także przeważały spadki,, ale o mniejszej skali. Również kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zniżkowały rano po 0,2-0,3 proc., sugerując spadkowy początek handlu na giełdach.

Roman Przasnyski