Tak jak można było się spodziewać, Fed nie zdecydował się wczoraj na istotne zmiany w polityce pieniężnej. Inwestorom pozostało szukanie niuansów w komunikacie i jeden taki był. Wbrew pozorom jednak, zmiana nie jest tak istotna, jak mogłoby się wydawać. Dziś decyzje EBC i Banku Anglii.

Nowe zdanie wiele nie zmienia

Na lipcowym posiedzeniu FOMC dodał do komunikatu następujące zdanie:

The Committee recognizes that inflation persistently below its 2 percent objective could pose risks to economic performance, but it anticipates that inflation will move back toward its objective over the medium term.
Mogłoby się wydawać, iż jest to istotna zmiana w kierunku polityki, a być może nawet wycofanie zapowiedzi ograniczenia QE. Skoro bowiem Fed dostrzega negatywny wpływ zbyt niskiej inflacji, to być może będzie chciał jej przeciwdziałać? Trzeba jednak znać genezę tego sformułowania. W czerwcu przeciwko komunikatowi głosowała nie tylko jastrzębia George, ale także wpływowy James Bullard. Argumentował on, iż wobec niskiej inflacji Bernanke nie powinien sygnalizować ograniczania QE. W Fed obowiązuje zasada konsensusu. Co prawda członkowie mogą odciąć się od komunikatu, ale przyjmuje się, iż więcej niż jeden dysydent to cios dla przewodniczącego. Dodane zdanie jest zatem niczym więcej niż ceną za głos Bullarda, szczególnie, że jego druga część pokazuje jasno, iż większość w Komitecie nie podziela jego obaw.

Dla Fed, jak i dla rynków, kluczowe będą dane, a te póki co są dobre. Wzrost gospodarczy w drugim kwartale przyspieszył do 1,7%A, a mógłby być jeszcze wyższy, gdyby nie duży wzrost importu, który po części ma charakter przejściowy. Co nawet ważniejsze, rynek pracy wydaje się być coraz silniejszy. Raport ADP pokazał wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym o 200 tys. – najwięcej w tym roku. Daje to szanse na mocny odczyt rządowego raportu w piątek (14.30). Jeśli tak będzie, szanse na ograniczenie QE we wrześniu będą rosły.

EBC – Draghi utrzyma gołębi ton

Miesiąc temu EBC wprowadził sformułowanie, iż Bank przez dłuższy okres (słynne „extender period”) nie będzie podnosił stóp procentowych. Takie sformułowanie miało na celu powstrzymać wzrost rentowności długu w EUR, który następował w ślad za takim ruchem w USA. Po części to zadanie Draghiemu się udało. Dlatego też nie sądzimy, aby wykorzystał on dobre dane (głównie indeksy PMI) do zaostrzenia retoryki. Oznaczałoby to bowiem niejasny przekaz i mogłoby szybko zniweczyć efekty poprzedniej decyzji. Tym niemniej warto pamiętać, iż reakcje rynku na słowa prezesa bywają nieprzewidywalne – bywało tak, że prezes mówił jedno, a rynek i tak robił swoje.

Bank Anglii – 6,5 czy 7%?

Jeszcze ciekawszym wydarzeniem może być decyzja Banku Anglii. Po zmianie prezesa w lipcu został wprowadzony komunikat, w którym Bank odniósł się negatywnie do rosnących rentowności długu. Tym razem Bank ma dodatkowo wprowadzić tzw. „forward guidance”, czyli coś, czego już teraz używa Fed. Chodzi o zapewnienie, iż polityka nie zostanie zaostrzona do czasu, aż spełnione zostaną pewne parametry makroekonomiczne – szczególnie dotyczy to stopy bezrobocia. Przykładowo w USA Fed celuje w poziom 6,5%. W Wielkiej Brytanii bezrobocie wynosi 7,8% i mówi się, że Rada zdecyduje się na cel pomiędzy 6,5 a 7%, przy czym ta pierwsza wartość wydaje nam się zdecydowanie bardziej realna. Oczywiście im niższa stopa docelowa, tym dłuższy okres luźnej polityki pieniężnej. Dodatkowo rodzi się pytanie, czy Bank wprowadzi lub chociaż zasugeruje dodatkowe działania. Gdyby tak było, a jest to teoretycznie możliwe, byłoby to niekorzystne dla funta.

dr Przemysław Kwiecień