W oczekiwaniu na kluczowe dane zza oceanu, dotyczące sytuacji na rynku pracy i tempa wzrostu PKB, rynki będą ekscytować się informacjami z Azji. W Japonii mocno spadła produkcja i wydatki gospodarstw domowych, ale chiński bank centralny znów zasila rynki gotówką.

Poniedziałkowa sesja nie przyniosła większych zmian na głównych giełdach. Inwestorzy czekając na istotne informacje w kolejnych dniach, wstrzymują się z decyzjami. Widać jednak niewielką nerwowość. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie obroniły się przed spadkami, ale ich wartość przez cały dzień malała. Wyraźnie lepiej wygląda wykres paryskiego CAC40, na którym jedynie w miniony czwartek doszło do niewielkiej zniżki. Z kolei DAX, nawet mimo wczorajszego niewielkiego wzrostu, znajduje się w początkowej fazie korekty, na razie dość łagodnej.

Podobnie działo się na Wall Street. Tamtejsze indeksy zaczęły poniedziałkową sesję od spadków, sięgających po około 0,3 proc. Po niewielkich wahaniach w ciągu dnia, Dow Jones ostatecznie stracił 0,2 proc., a S&P500 spadł o niecałe 0,4 proc. Ten ostatni w najgorszym momencie zniżkował o 0,6 proc. Późniejsze próby odrabiania strat przyniosły jedynie umiarkowany sukces.

Na warszawskim parkiecie sytuacja była zróżnicowana, jednak bardzo małe obroty, które sięgnęły zaledwie 384 mln zł, obniżają wiarygodność jakichkolwiek sygnałów. WIG20 przez niemal cały dzień przebywał minimalnie pod kreską, jedynie sporadycznie wychodząc na plus. Obrazu tej słabości nie zmienia wyskok w trakcie końcowego fixingu, w wyniku którego wskaźnik zyskał ostatecznie 0,36 proc. Szczególnie kuriozalnie wyglądała nagła, niczym nie uzasadniona zmiana nastawienia inwestorów do akcji PKN Orlen, które po całym dniu handlu około 1 proc. poniżej poziomu z minionego piątku, w ostatnich minutach skoczyły o ponad 2 proc. Podobnie stało się w przypadku papierów Telekomunikacji Polskiej. Odmienny scenariusz miał miejsce w przypadku walorów PZU, które na fixingu nieoczekiwanie powiększyły do 1,6 proc. skalę początkowo niewielkiego, sięgającego kilka dziesiątych procent spadku.

W zupełnie rozbieżny sposób zachowywały się indeksy małych i średnich spółek. mWIG40 przez cały dzień znajdował się około 0,5 proc. nad kreską, a w końcówce powiększył wzrost do 1 proc. Z kolei wskaźnik maluchów zaczął i skończył dzień spadkiem. W jego przypadku także mogliśmy obserwować dość rzadki przypadek fixingowego „cudu”, choć nie zdołał on doprowadzić do wyjścia na plus.

Dziś będziemy mieć już nieco więcej danych makroekonomicznych, ale to i tak jedynie niewielka rozgrzewka przed tym, co czeka nas w kolejnych dniach. Z naszego kontynentu poznamy indeks zaufania niemieckich konsumentów oraz wskaźniki koniunktury gospodarczej w strefie euro. Jedynie ta pierwsza informacja może wywrzeć niewielki wpływ na notowania. Oczekuje się zwyżki indeksu z 6,8 do 6,9 punktu. Reakcja może się pojawić, gdy będzie znacząco odbiegał od tego poziomu. Mocniejszy ruch może nastąpić po publikacji analogicznego indeksu, dotyczącego nastrojów w Stanach Zjednoczonych. Spodziewany jest jego minimalny spadek z 81,4 do 81,3 punktu. Oczekuje się, że indeks cen domów w 20 największych miastach zwiększy się o 12,4 proc., ale do drożejących nieruchomości inwestorzy zdążyli się już przyzwyczaić.

Japońskie dane były mocno rozczarowujące. Stopa bezrobocia co prawda zmniejszyła się z 4,1 do 3,9 proc., ale rozczarowały wydatki gospodarstw domowych, rosnąc nie o 1,2 proc., jak oczekiwano, a zmniejszając się o 0,4 proc. Produkcja przemysłowa spadła aż o 4,8 proc, podczas gdy spodziewano się jej obniżenia o 2,9 proc. Mimo to, Nikkei na godzinę przed końcem handlu zyskiwał 1,5 proc. Trzeba jednak pamiętać, że w ciągu ostatnich czterech dni stracił on 7,5 proc. Zwyżki przeważały też na większości pozostałych parkietów azjatyckich. Shanghai Composite rósł o 0,7 proc. Nastroje poprawiła informacje, że chiński bank centralny znów przeprowadził operację zasilania rynku gotówką.

Na niewielkich plusach znajdowały się rano także kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy, sugerując korzystne dla posiadaczy akcji rozpoczęcie sesji. Większych emocji jednak nie należy się spodziewać.

Roman Przasnyski