Peryferia strefy euro mają kolejny powód do zmartwień – polityka oszczędności, która budzi coraz większe niezadowolenie wśród tamtejszych społeczeństw – nie zdaje egzaminu. Relacja długu do PKB wzrosła w I kwartale 2013 r. w przypadku Portugalii do 127,2 proc. (to o 15 p.p. więcej, niż w analogicznym okresie rok temu), Hiszpanii do 88,2 proc. (rok wcześniej było to 73 proc.), Włoch do 130,3 proc. (wzrost o blisko 7 p.p.), a Grecji do 160,5 proc. wobec 136,5 proc. rok wcześniej.

Reasumując, dla całej strefy euro ta relacja zwiększyła się przez rok do 92,2 proc. PKB z 88,2 proc. PKB.

Inwestorzy zbytnio nie przejęli się tymi publikacjami Eurostatu, które ujrzeliśmy wczoraj po południu. Tylko, że to mocny sygnał, że w długim okresie strefa euro będzie mieć poważny problem. Niewykluczone, że zaczniemy to dyskontować już na jesieni, kiedy nasilą się obawy o kraje PIIGS. Uwagę będzie przykuwać Portugalia, gdyż od jakiegoś czasu spekuluje się o przygotowywanym nieoficjalnie projekcie drugiego bailoutu – problemem w jego realizacji może być jednak sytuacja polityczna w Lizbonie. Wprawdzie wczoraj prezydent zarzucił swój projekt rządu jedności narodowej, który miałby dotrwać kilka miesięcy do czasu przeprowadzenia wcześniejszych wyborów, to nie oznacza to bynajmniej, że obecne władze będą mieć silny mandat do kontynuacji procesu reform.

Na celowniku będzie też Hiszpania, gdzie premier Rajoy będzie musiał coraz częściej odpierać zarzuty dotyczące nielegalnego finansowania jego ugrupowania kilka lat temu – to jeszcze bardziej osłabi jego pozycję polityczną i zmniejszy chęć do przeprowadzenia koniecznych reform. Uwagę będą przykuwać też Włochy, gdyż rząd Enrico Letty wydaje się być zbyt słaby do przeprowadzenia odważnych decyzji. Główną uwagę mediów może jednak przykuć znów Grecja, gdzie zanosi się na kolejny już bailout (spekuluje się, że Ateny mogą potrzebować co najmniej 10 mld EUR dofinansowania). Dlaczego te problemy nie wpływają na rynek już teraz? To wynika z nieco pokrętnej logiki rynku, który zakłada, że problemy PIIGS będą chowane pod dywan do 22 września, kiedy to zaplanowane zostały wybory do niemieckiego Bundestagu. To jednak może się nie udać – wydaje się, że euro zacznie słabnąć już w II połowie sierpnia, kiedy to nie będzie już powodów do kontynuacji obserwowanego w ostatnim czasie osłabienia się dolara.

Informacją ostatnich godzin nie stały się jednak dane Eurostatu, a słowa chińskiego premiera Li Keqianga. Przyznał on, że rząd nie dopuści do spadku PKB poniżej 7 proc. w tym roku, co może sugerować, że byłby skłonny do wdrożenia nowych działań stymulacyjnych. Tylko, że w obliczu przeinwestowania gospodarki, nadal rosnącej bańki na rynku nieruchomości i ukrywanym ryzyku złych długów w bankach, takie możliwości są mocno ograniczone. Słowa Li Keqianga należy, zatem odebrać w kategorii wewnętrznej gry chińskich polityków – kilka dni temu minister finansów nie wykluczał przecież spowolnienia PKB do 6,5 proc. i dawał do zrozumienia, że rząd nie ma w planach stymulacji fiskalnej w tym roku. Reasumując, ostatnie informacje z Chin nie zmniejszają obaw związanych z jutrzejszą (o godz. 3:45 w nocy) publikacją HSBC/Markit dotyczącą wstępnych szacunków indeksu PMI dla przemysłu. W czerwcu był to spadek do 48,2 pkt. z 48,3 pkt. Teraz wydaje się, że w obliczu niepewności związanej z perspektywami dla chińskiej gospodarki, inwestorzy mogą już uwzględniać podobną zniżkę i tylko głębsze tąpnięcie indeksu (poniżej 48 pkt.) mogłoby wywołać większą nerwowość na rynkach.

Tak, czy inaczej, jutrzejsze odczyty PMI z Chin i strefy euro, mogą powstrzymywać uczestników rynku przed otwieraniem nowych pozycji – zwłaszcza, że EUR/USD oscyluje wokół ważnych 1,32, a koszyk BOSSA USD wokół kluczowego wsparcia na 69,60 pkt.

Marek Rogalski