Przynajmniej 74 ze 121 dostępnych miejsc w Izbie Wyższej zdobyła rządząca w Japonii koalicja. To oznacza, iż rząd ma obecnie pełnię władzy i może wprowadzić reformy, które przyspieszyłyby wzrost. W USA trwa sezon wyników, po rozczarowaniach ze strony spółek technologicznych, w tym tygodniu inwestorzy czekać będą na raport Apple. Na froncie danych kluczowe będą indeksy PMI z Chin i Europy, tak naprawdę jednak rynek wyczekiwać będzie raportów z USA, które poznamy dopiero na przełomie lipca i sierpnia.

Abe wygrywa, reakcja mieszana

Shinzo Abe nie musi obawiać się presji kampanii wyborczej przez minimum 2 lata, jako że następne wybory w Japonii odbędą się w 2016 roku. Jest więc sporo czasu na wprowadzenie reform strukturalnych, które mają dopełnić zadania wykonanego dotychczas głównie przez Bank Japonii. Przed premierem stoi kilka wyzwań. Przede wszystkim jest on pod presją obniżenia podatku dla przedsiębiorstw, który jest znacznie wyższy niż w innych krajach regionu, a w ramach G7 drugi najwyższy po USA. To pozornie proste rozwiązanie komplikuje jednak sytuacja finansów publicznych, która sprawia, że rząd chce jednocześnie podnieść podatek konsumpcyjny z 5 do 8%. Taka kombinacja będzie zapewne niepopularna pośród sporej części wyborców. Kolejnym niepopularnym, aczkolwiek koniecznym krokiem ma być liberalizacja rynku pracy. Według Światowego Forum Konkurencyjności Japonia znajduje się obecnie dopiero na 134 spośród 144 krajów jeśli chodzi o łatwość zatrudniania i zwalniania pracowników.

Trzecim filarem ma być deregulacja rynków, na których obecnie konkurencja jest ograniczona. Wreszcie, Japonia ma przystąpić do strefy wolnego handlu w rejonie Pacyfiku, co mogłoby znacznie przyspieszyć globalny wzrost, jednak za cenę obniżenia taryf w rolnictwie i rybołówstwie, co również będzie budziło opór sporej części społeczeństwa. Mówi się także, iż w LPD jest spora grupa posłów przeciwnych reformom, która do tej pory powstrzymywała się od krytyki wobec popularności premiera, jednak może stanowić silną wewnętrzną opozycję, wykorzystując opór społeczny.

Reakcja rynków jest mieszana, zarówno w przypadku jena, jak i Nikkei. Rynki już w zasadzie wyceniły obiecane reformy, dlatego też miodowe miesiące premiera są już za nami. Teraz musi on spełnić swoje obietnice, inaczej na rynku będzie rozczarowanie, czego próbkę mieliśmy na przełomie maja i czerwca.

Rentowności niżej, akcje wyżej, dolar czeka

Wystąpienia szefa Fed w Kongresie nie wpłynęły istotniej na rynek, jednak nadal cieniem kładło się na notowaniach jego wystąpienie z poprzedniego tygodnia, gdy zapewnił on, iż w USA luźna polityka będzie utrzymana przez długi czas. W piątek rentowność amerykańskiej rządowej 5-latki spadła poniżej 1,3%, do poziomu nie widzianego od miesiąca, czyli od czasu poprzedniego posiedzenia Fed. Ta rynkowa odwilż sprawia, iż ceny akcji w USA wspinają się na kolejne szczyty, nawet pomimo przeciętnego sezonu wyników. Przypomnijmy, iż z jednej strony bardzo dobre wyniki pokazały banki, jednak z drugiej rozczarowały spółki technologiczne. W tym tygodniu również sporo raportów: rynek czeka przede wszystkim na Apple (jutro), medialne będą także wyniki Facebooka (środa), ale czeka nas także sporo innych raportów, w tym również z Europy. Natomiast temat rentowności wróci dopiero w kolejnym tygodniu, kiedy będziemy mieć posiedzenie Fed, a także dane z USA: PKB za drugi kwartał i rynek pracy (dane za lipiec).

Indeksy PMI wydarzeniem tygodnia

W tym tygodniu kluczowe dane makro to indeksy PMI z Europy i Chin. W ostatnim czasie pokazały one ciekawe, przeciwstawne tendencje. Z jednej strony w Europie nastąpiła nieoczekiwana poprawa, szczególnie na peryferiach. Indeksy dla Hiszpanii i Włoch zbliżyły się do wartości 50 pkt., sugerując, iż gospodarki te wreszcie mogą zacząć rosnąć. Z drugiej strony indeksy z Chin wskazują, iż spowolnienie w tym kraju postępuje, co z kolei nie pozostaje obojętne dla eksportu z Europy. Widać to w danych z Niemiec, nie tylko w indeksach PMI, ale także w danych o handlu zagranicznym. Europa potrzebuje Azji do ożywienia, dlatego dane z Chin są dla euro równie ważne, jak te europejski. Co ciekawe, rynek nie zawsze silnie reaguje na te publikacje, choć nie ulega wątpliwości, iż mówią one dużo o fundamentach wspólnej waluty. Dane w czwartek.