Tak wysokich poziomów euro do złotówki rynek nie widział od ponad roku. Notowania krajowej waluty do euro testowały pod koniec tygodnia 4.32, lecz poziomy te wytrzymały zaledwie kilka godzin a kurs runął gwałtownie w dół po interwencjach przeprowadzonych przez Narodowy Bank Polski, który wymienił na rynku międzybankowym znaczne kwoty euro na złotego.

Dziś złoty może nieco odreagowywać piątkowe umocnienie, ale brak publikacji danych makro sprawi, że sesja będzie raczej spokojna, poinformował agencję ISBnews szef departamentu skarbu PBP-Banku Tomasz Biełanowicz.

Zabiegi takie miały już miejsce w przeszłości, niemniej jeszcze parę dni wcześniej prezes Marek Belka twierdził, że kurs w okolicy 4.30 jest jak najbardziej „bezpiecznym" poziomem, w wręcz korzystnym dla eksporterów.

„Interwencja miała dać do zrozumienia kapitałowi spekulacyjnemu, że nie może spokojnie otwierać pozycji osłabiającej naszą walutę. Taki zabieg może działać na wyobraźnie lecz wydaje się, że ostatnie osłabienie złotego nie było spowodowane krótkotrwałym kaprysem „szybkich" pieniędzy. W ciągu ostatnich kilku sesji mieliśmy do czynienia z odpływem aktywów z rynków obligacji. Można zatem przypuszczać, że przynajmniej w średnim terminie nastąpi powstrzymanie spadkowego trendu rentowności polskich obligacji" – uważa Biełanowicz.

W jego ocenie, przyczyn jest kilka, lecz najważniejszą jest zbliżający się koniec cyklu obniżek stóp procentowych oraz sugerowany przez FED koniec wsparcia ilościowego dla rynków finansowych.

„W ślad za osłabianiem się obligacji złotówka nadal będzie podlegała presji. Lecz trudno sobie wyobrazić aby mogła ponownie zawędrować powyżej 4.30. Te poziomy wydają się być zarezerwowane dla dużej podaży z Banku Centralnego" – podsumował.

W poniedziałek, ok. godz. 9:20 jedno euro kosztowało 4,2657 zł, a dolar 3,2359 zł. Euro/dolar kwotowany był na 1,3183.