Optymistyczny początek wtorkowego handlu w Nowym Jorku okazał się zwodniczy. Sesja za oceanem zakończyła się spadkiem. Najbardziej zwieść dał się nasz parkiet. Choć demonstruje swoją siłę, dziś może trochę ucierpieć, przynajmniej na otwarciu. Dalszy ciąg zależeć będzie od danych makroekonomicznych.

Nie pierwszy raz zdarza się, że amerykańscy inwestorzy w trakcie handlu zmieniają swój stosunek do akcji i nie pierwszy raz nasi gracze wychodzą przed szereg. Wczoraj, starając się skorzystać z początkowej poprawy nastrojów za oceanem, podciągnęli indeksy i zostali z droższymi akcjami. Tymczasem druga część sesji na Wall Street toczyła się pod dyktando niedźwiedzi. Na szczęście w końcówce podaż straciła nieco impet i Dow Jones stracił 0,5 proc. a S&P500 zniżkował o 0,55 proc. Zmniejszenie skali spadku, który w ciągu dnia sięgał 1 proc., nie zmienia jednak faktu, że oba wskaźniki znajdują się w fazie korekty. Na razie jej zasięg jest niewielki i wynosi 2,2 proc. Od dwóch poprzednich, z końca lutego i połowy marca, różni się ona mniejszą dynamiką zmian, ale i dłuższym czasem trwania, co może oznaczać, że kłopoty byków nie skończą się tak szybko.

Wracając na nasz rynek, interesujące będzie dzisiejsze zachowanie się wskaźników małych i średnich spółek, które we wtorek zaimponowały dynamicznym finiszem i pokonaniem niedawnych lokalnych szczytów. Wyróżnił się WIG Plus, zwyżkując aż o 1,8 proc. Widać więc, że w rodzimych inwestorach drzemią spore pokłady optymizmu i chęć do posiadania akcji. Na funduszową hossę, której źródłem jest spadek atrakcyjności bankowych lokat, chyba jeszcze za wcześnie, ale być może mamy już do czynienia z pierwszymi jej zwiastunami.

Segment małych i średnich firm powinien być bardziej wrażliwy na dzisiejszą decyzję Rady Polityki Pieniężnej, niż na dane z szerokiego świata. Jeśli więc stopy ponownie pójdą w dół, „misie” będą mogły kontynuować rajd lub przynajmniej zachowywać się lepiej niż blue chips, które są o wiele bardziej podatne na wpływy otoczenia. A wpływy te mogą być dziś wyjątkowo silne, co wynika z natłoku informacji.

Ich napływ zaczął się już wcześnie rano. Wskaźnik aktywności chińskich usług wzrósł z 51,1 do 51,2 proc. Oczekuje się poprawy wskaźników PMI w tej dziedzinie w niemal wszystkich krajach strefy euro. Jednak poza Wielką Brytanią, wszędzie są one zbyt mocno oddalone od neutralnego poziomu 50 punktów, by nawet po zwyżce, spowodować nadmierny optymizm. Najkrótszą drogę do ożywienia mają usługi w Niemczech, najgorzej wygląda sytuacja we Francji. Dowiemy się także o ile skurczyła się gospodarka strefy euro i poznamy dynamikę sprzedaży detalicznej. Oczekuje się, że PKB strefy w pierwszym kwartale spadł o 1 proc. (poprzednio spadek wyniósł 0,9 proc.), zaś sprzedaż zmniejszyła się o 0,8 proc. Nie będzie brakowało informacji zza oceanu. Najważniejsza będzie dotyczyła zmiany liczby zatrudnionych. Szacuje się, że zwiększyła się ona w maju o 160 tys. (poprzednio 119 tys.). Od tego odczytu zależeć będą oczekiwania związane z ograni czeniem przez Fed skupu obligacji. Bardzo istotne będą też informacje o zamówieniach na dobra trwałe (oczekuje się ich mocnego wzrostu o 3,3 proc., ale w poprzednim miesiącu zmniejszyły się one o 5,9 proc., więc o poprawę nie będzie trudno. Do tego dochodzą zamówienia w przemyśle, gdzie po poprzednim spadku także oczekuje się zwyżki o 1,5 proc. oraz wskaźnik ISM dla amerykańskich usług, gdzie spodziewana jest niewielka poprawa. Na deser, już wieczorem, pojawi się Beżowa Księga, czyli raport Fed o stanie gospodarki. Rynki będą miały więc na co reagować.

W Azji zareagowały spadkami. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei zniżkował o ponad 3,5 proc., w Szanghaju indeksy traciły po 0,4-0,6 proc., na pozostałych parkietach spadki sięgały od kilku dziesiątych do 1 proc. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy także znajdowały się po kilka dziesiątych procent pod kreską. Początek handlu będzie więc raczej spadkowy, a dalszy ciąg zależeć będzie od danych.