Ale niestety (jak można się było spodziewać) wczorajszy dzień okazał się kolejnym z długiego szeregu spapranych, jeśli chodzi o politykę. Oczywiście mam na myśli przytłumione (wstępne) oświadczenie G7, którego pierwszą wersję widzieliśmy w czasie porannej sesji na europejskich giełdach. Później, niedługo po otwarciu giełdy nowojorskiej, nadeszło ożywione „sprostowanie”, w którym G7 zwyczajnie odwróciło pierwotny przekaz, zaprzeczyło mu i całkowicie zmieszało rynek pod tym względem. Oczywiście najbardziej ucierpiał kurs USD/JPY i ogólnie pary crossowe jena, które poruszały się z prędkością światła.
W innych rejonach rynek pozostaje do pewnego stopnia ograniczony brakiem aktywności i - jak mi powiedziano - zimowymi feriami europejskich dzieci, kiedy
to wszystkie możliwe stoki narciarskie są zatłoczone do granic możliwości. Bardziej „do rzeczy” jest fakt, że siedzimy i czekamy na kolejne wydarzenie (nie-wydarzenie)
w postaci szczytu G20 pod koniec tygodnia. Dość powiedzieć, że od tych przereklamowanych małp nie dostaniemy nic wiarygodnego, co mogłoby być podstawą do transakcji czy byłoby przynajmniej interesujące - więc naprawdę, po co to wszystko?
Jeśli chodzi o pary crossowe, cóż, HSBC zagrał va banque przed wystąpieniem szefa Bank of England (znanego jako „Swervin' Mervyn”) i odniósł ogromny sukces. Oczywiście wiadomo było, że te wystąpienia osłabiają walutę. Po prostu HSBC miał odwagę i odpowiednią wielkość, aby załatwić sprawę wcześniej niż wszyscy,
a domniemane cztery miliardy przepływu ruszyły rynek ponad 120 punktów powyżej poziomu z publikacji raportu o inflacji.
Kurs EUR/USD zdaje się być pełen życia; trzymał się z dala od niskich poziomów w nocy, a w tej chwili testuje bezpośredni opór w rejonach 1,3510/30. Być może nadal istnieje pewien potencjał wzrostowy dla wspólnej waluty, jednak gdy już zlecenia stop powyżej wspomnianych poziomów zostaną zrealizowane, prawdopodobnie sprzedający pojawią się ponownie.
Dolar australijski zdaje się być w nieco lepszej kondycji, ale to też był duży wzrost osiągnięty w jedną noc. Nie podoba mi się to, a żadna liczba artykułów o azerskich inwestycjach na australijskim rynku nieruchomości nie wystarczy, żeby utrzymać ten wysoki poziom.