Ubiegły tydzień na rynkach stał pod znakiem umacniającego się euro. Ruch ten wynikał z jasnej deklaracji prezesa EBC, iż obniżki stóp w przewidywalnej przyszłości nie będzie.

Euro znalazło się na poziomach nieobserwowanych od wczesnej wiosny 2012 roku, pytanie tylko czy ta siła nie zaszkodzi koniunkturze w Europie. W tym tygodniu uwaga powinna przesunąć się na rynki akcji – notowania kontraktów na Wall Street testują maksima w momencie, gdy na dobre rozpoczyna się sezon wyników. Dziś na dokładkę wystąpienie szefa Fed.

Mocne euro zaszkodzi koniunkturze w Europie?

Notowania euro rosną nie bez powodu. Najpierw „groźba Draghiego” przełożyła się na gwałtowny spadek premii z ryzyko na europejskim rynku długu, teraz sugestia o braku szans na rychłą obniżkę spowodowała wzrost stawek FRA na EURIBOR, w wyniku którego różnica w krótkoterminowych stopach procentowych jest mniej niekorzystna dla euro niż jeszcze w drugiej połowie grudnia. Byki na parach z EUR zdają się nie mieć poważnych przeciwników poza… samym sobą.

Problem z silnym euro nie przystaje do faktu, iż koniunktura w Europie jest zdecydowanie słabsza niż w innych częściach globu. Co więcej, wobec zacieśnienia fiskalnego w wielu krajach strefy, wzrost w zasadzie skazany jest na eksport. Tymczasem kolejne dane z niemieckiej gospodarki pokazują, iż tamtejszy przemysł łapie zadyszkę – a w zasadzie łapał już w listopadzie, kiedy euro było jeszcze wyraźnie słabsze niż obecnie (szczególnie do jena, co nie jest bez znaczenia, gdyż japońscy eksporterzy będą konkurować z europejskimi na rynku azjatyckim).

W ubiegłym tygodniu pisaliśmy, iż EBC nie obniży stóp, co może stać się pretekstem do ponownego ataku 1,33 i atak ten może być skuteczny. Tak też się stało, wobec czego gra przeciwko euro wydaje się na moment obecny mocno ryzykowna. Z drugiej strony dalsze umocnienie euro z makroekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu. Bilans ryzyk wygląda względnie ciekawie chyba jedynie na parze EURCHF, gdzie euro ciągle jest mocno niedowartościowane, a rynek do niedawna tę parę całkowicie pomijał.

Sezon, dane kluczowe dla nastrojów na rynkach

Początek roku był przedłużeniem okresu dobrych nastrojów z ostatnich tygodni 2012. Najpierw pomogła w tym namiastka porozumienia w amerykańskim Kongresie, następnie euro otrzymało wsparcie od prezesa EBC. W tym tygodniu jednak uwaga rynków powinna przesunąć się już zdecydowanie na sezon wyników w USA.

Kwartalne raporty opublikują kluczowe spółki technologiczne oraz banki i już w piątek będziemy mogli powiedzieć więcej o tym, jak w czwartym kwartale mogły wyglądać wyniki spółek z Wall Street. Warto zwrócić uwagę na jedną kwestię: w poprzednich kwartałach dynamika przychodów wyglądała coraz gorzej: w drugim i trzecim kwartale była już ujemna (odpowiednio -0,7 i 1,9% R/R dla spółek z DJIA30). Tym razem konsensus zakłada wzrost przychodów w skali roku o 2,8%, czemu powinna sprzyjać bardziej korzystna baza odniesienia. To właśnie przychody mogą odegrać kluczową rolę w ocenie kondycji amerykańskich spółek, gdyż wysoka relacja zysków do PKB oznacza, iż tylko poprzez stronę przychodową może nastąpić dalsza istotna poprawa wyniku netto.

Dane makro będą w tle, choć wyjątkiem mogą być chińskie publikacje, które poznamy w nocy z czwartku na piątek. Najważniejszą figurą będzie kwartalny PKB za czwarty kwartał. Rynek oczekuje, iż dane te potwierdzą to, co widzieliśmy w raportach miesięcznych: wyraźną poprawę koniunktury. Konsensus zakłada, iż tempo wzrostu przyspieszyło z 7,4 do 7,8%. W USA nie będzie tak spektakularnych raportów, jednak będzie sporo ciekawych danych miesięcznych, m.in. sprzedaż detaliczna i regionalne wskaźniki aktywności. Warto zwrócić uwagę na publikowany w piątek wskaźnik nastrojów Uniwersytetu z Michigan – nastroje wyraźnie pogorszyły się pod koniec roku i teoretycznie teraz (gdy wstępne porozumienie w Kongresie zostało zawarte) powinny ulec poprawie – taki schemat nastąpił przynajmniej na Wall Street.

dr Przemysław Kwiecień