Początek roku skłania do refleksji nad tym, jaki będzie jego finał. Wśród zalewu prognoz znajdują się i te, opierające się na nastrojach z pierwszych sesji. Mimo wielu zastrzeżeń, okazują się one niezłym barometrem giełdowej koniunktury.

Trudno się dziwić, że inwestorzy poszukują różnych wskazówek, dotyczących kształtowania się przyszłych tendencji na rynku. Na nich opierają swoje decyzje i od nich zależą efekty zaangażowania kapitału. Oprócz poważnych analiz i prognoz, gracze poszukują także mniej lub bardziej złożonych prawidłowości statystycznych, często wywodzących się z potocznej wiedzy i „ludowych” mądrości. Do tych ostatnich można zaliczyć przekonanie, mówiące o tym, że nastroje dominujące na rynku na początku roku wskazują na to, jak skończy się cały rok, czy przyniesie wzrost, czy spadek indeksów, w więc czy będziemy liczyć zyski, czy straty.

W praktyce spotyka się cztery wersje tego typu „prognoz”, określających kierunek zmian indeksów: jaka pierwsza sesja, taki cały rok, kolejne biorą pod uwagę stopę zwrotu z trzech lub pięciu sesji i wreszcie stopę zwrotu za cały styczeń. Do weryfikacji ich wartości prognostycznej nie trzeba używać skomplikowanej aparatury analizy statystycznej. Wystarczy proste zestawienie.

Wynika z niego, że najmniej przydatne jest opieranie się na wynikach pierwszej sesji w roku. W ciągu ostatnich osiemnastu lat WIG z reguły rozpoczynał nowy rok od wzrostu. Wyjątek od tej zasady można było obserwować jedynie w latach największych kryzysów, czyli w 2001 i 2008 r. A więc noworoczny optymizm często wiedzie nas na manowce i nie warto sobie zawracać nim głowy. Przesadnie pesymistyczne wnioski płyną z kolei z obserwacji zachowania indeksu szerokiego rynku w całym styczniu. Pierwszy miesiąc ośmiokrotnie w ciągu osiemnastu lat przynosił spadek WIG-u, zaś wskaźnik ten notował straty w ciągu pięciu lat. Można jednak powiedzieć, że ostrożności nigdy nie za wiele, szczególnie jeśli chodzi o ochronę naszego kapitału przed stratami. Styczniowych wskazań lepiej więc nie lekceważyć.

Okazuje się, że najbardziej trafne wskazówki co do tego, czy rok skończy się wzrostem, czy spadkiem indeksu, płyną z obserwacji nastrojów w czasie pierwszych trzech i pierwszych pięciu sesji. W obu przypadkach trafność wskazań była zbliżona i sięgała od 78 (dla bilansu pięciu sesji) do 83 proc. (dla trzech sesji). Trzeba przyznać, że tak duża skuteczność prognostyczna jest godna podziwu, a przynajmniej na tyle istotna, by jej wskazań nie lekceważyć. Często o wiele bardziej wyrafinowane metody charakteryzują się znacznie gorszą skutecznością.

Oczywiście styczniowych wróżb nie należy przeceniać. Ich główną wadą jest to, że dają one wskazanie jedynie co do kierunku zmian. Trudno na tak ogólnej podstawie konstruować inwestycyjne strategie. Żadnych wskazówek nie dają one w kwestii skali zmian indeksu w całym roku. A przecież możliwości osiągnięcia zysków nie brakuje także w latach, które kończą się spadkiem wartości indeksu, pod warunkiem trafnego doboru spółek w portfelu lub umiejętnego wykorzystania zmian giełdowej koniunktury.

Nie należy patrzeć na nie bez uwzględnienia innych istotnych czynników wpływających na rynek. Zawsze też należy się liczyć z tym, że styczniowe wskazania, mimo ich statystycznego znaczenia, mogą się w danym roku nie sprawdzić. Ich trafność można też zwiększyć, patrząc na wszystkie trzy warianty, czyli bilans pierwszych trzech i pięciu sesji oraz całego stycznia. W ciągu ostatnich osiemnastu lat nigdy nie zdarzyło się tak, że wynik całego roku był inny, niż zgodnie wskazywały stopy zwrotu we wszystkich trzech wariantach. Jeśli więc stopa zwrotu z trzech i pięciu sesji oraz za cały styczeń jest dodatnia, można być niemal pewnym, że WIG zakończy rok zwyżką, zaś straty możemy się spodziewać po spadkach na początku roku.

Jak będzie tym razem? Pierwsze trzy sesje, w trakcie których WIG zyskał 0,9 proc., dają nadzieję bykom. Weryfikacja ich szans nastąpi po zakończeniu handlu we wtorek. Na potwierdzenie trzeba będzie poczekać jeszcze trzy tygodnie.

Roman Przasnyski