Inwestorzy ignorują bieżące dane makro i obawy związane z fiskalnym klifem i wciąż kupują akcje. Jednak rekordy indeksów wyznaczane na płytkim rynku mają zwodniczą wartość.

W czwartek indeksy w Europie kontynuowały zwyżki nie bacząc ani na zagrożenia fiskalne w USA, ani też na słabsze dane makro napływające ze Stanów (indeks zaufania Conference Board spadł z 71,5 do 65,1, wolniej niż oczekiwano wzrosła liczba transakcji sprzedaży nowych domów). Oczywiście nie były to rakietowe wzrosty - DAX zyskał 0,3 proc., FTSE 0,02 proc., CAC40 0,6 proc., WIG20 0,7 proc. Co więcej rozegrały się one przy niskich obrotach związanych bez wątpienia z feriami świątecznymi. Bardziej wygląda to na proces window dressing niż na rzeczywiste apetyty inwestorów na akcje po obecnych cenach. Skoro fundusze mają pieniądze na utrzymanie cen akcji na satysfakcjonujących poziomach, to możemy spodziewać się przesunięcia korekty na styczeń.

Na Wall Street zanotowano z kolei drugi z rzędu spadek indeksów, ale w rzeczywistości sytuacja nie wygląda wcale strasznie. Po pierwsze S&P stracił zaledwie 0,1 proc., po drugie w drugiej części sesji gorączkowo nadrabiał wcześniejsze straty i odrobił od dziennego minimum 16 pkt, a więc ok. 1,15 proc. Także w tym wypadku możemy powiedzieć, że inwestorzy albo są przekonani, że uda się znaleźć kompromis polityczny, albo klif fiskalny nie jest im tak straszny jak malują go media.
W Azji tymczasem dziś rano w górę wspinają się wszystkie bez mała indeksy i to mimo nienajlepszych danych makro.

Produkcja przemysłowa w Japonii spadła o 5,8 proc. r/r a indeks PMI dla sektora przemysłu spadł do 45 (z 46,5). Są to dane słabsze od oczekiwań wszystkich ekonomistów ankietowanych przez Bloomberga. A mimo to Nikkei zyskał dziś 0,7 proc. w nadziei na to, że nowy rząd pod presją tak słabych danych z gospodarki szybko przygotuje i wdroży kolejny program stymulacyjny. Kospi zyskał 0,5 proc., a więc mniej niż Nikkei, mimo że produkcja przemysłowa w Korei wzrosła o 2,3 proc. r/r. Indeks giełdy w Szanghaju wzrósł natomiast o 1,2 proc. dziś rano.

W tej sytuacji i w Europie możemy spodziewać się zwyżek, choć ich zakres nie powinien być duży. Z jednej strony zwyżki mogą napędzać oczekiwania na piątkowe spotkanie prezydenta USA z liderami kongresu, z drugiej wystarczy do tego chęć podciągania cen akcji na płytkim rynku.

Emil Szweda