Kontynuacja przeceny na Wall Street miała skromny wymiar, niemniej trudno wyhamowanie tempa spadków nazwać odbiciem, a problem fiskalnego klifu daleki jest od rozwiązania.

Czwartek przyniósł kontynuację spadków także na Starym Kontynencie (w miejsce spodziewanego przeze mnie odbicia po południu). Przyczyna jest oczywista - nie doszło do odbicia w USA. Wpływ europejskich danych na działania inwestorów jest przeceniany. Choć strefa euro oficjalnie znalazła się w recesji, to w istocie dane były lepsze od oczekiwanych, zresztą akurat po ich publikacji doszło do chwilowej poprawy nastrojów na rynkach. W podjęciu decyzji o zakupach pomagać też mogły informacje o nieoczekiwanie udanych aukcjach obligacji organizowanych przez europejskie banki.

Na tle Europy Zachodniej, która po południu znów pogrążyła się w przecenie, ponownie błysnęły moskiewski RTS (plus 1,1 proc.) i WIG20 (0,2 proc.), natomiast BUX stracił 1,8 proc. i był to najmocniejszy spadek w Europie.

Tym co przeszkodziło w odbiciu na Starym Kontynencie było zachowanie Wall Street. A Amerykanie akcje sprzedawali, bo dostali solidną porcję rozczarowujących danych. Liczba wniosków o zasiłek skoczyła do 439 tys. (oczekiwano 370 tys.), indeks Empire State spadł do -5,22 (oczekiwano -3,5), Fed Filadelfia spadł do minus 10,7 (oczekiwano plus 3,67), a na dokładkę Wal-Mart podał prognozy słabsze niż oczekiwano. W tej sytuacji spadek S&P o 0,2 proc. to i tak najniższy wymiar kary, jeśli pamiętać, że każdy dzień przybliża USA do fiskalnego klifu, a nie pojawił się nawet cień kompromisu w tej sprawie między prezydentem a kongresem. Tak niewielka przecena była możliwa głównie dzięki temu, że S&P ma za sobą już długi marsz na południe i pokłady pesymizmu w inwestorach powoli się wyczerpują.

W Tokio tymczasem zakwitły nie wiśnie, lecz nadzieje na szybką odmianę losu. Rząd rozpisał przedterminowe wybory w grudniu, co zostało przyjęte jako zapowiedź przyszłej silniejszej polityki stymulacyjnej. Dziś rano Nikkei zyskał 2,2 proc. (wczoraj 1,8 proc.). Inwestorzy najwyraźniej nie spodziewają się by nowy lider Chin - Xi Jinping - wziął się do stymulowania gospodarki równie szybko (nawiasem mówiąc jest z wykształcenia ekonomistą, ale dyplom odebrał w uczelni Korei Północnej), bo indeks giełdy w Szanghaju spadł dziś o 0,8 proc. (wczoraj 1,2 proc.).

Notowania w Europie mogą zacząć się w pobliżu zera lub nieco poniżej poziomu wczorajszego zamknięcia. Można zakładać, że niemrawe ruchy indeksów utrzymają się aż do popołudnia, kiedy poznamy dynamikę produkcji w USA (15:15), która może nadać ton notowaniom w końcówce sesji.

Emil Szweda